wtorek, 29 września 2015

Złodzieje snów


W tej recenzji mogą się pojawić spoilery z poprzedniego tomu!


Złodzieje snów to drugi tom serii The Raven Cycle. Autorką tej serii jest Maggie Stiefvater,
tłumaczeniem powieści zajął się Piotr Kucharski. Książka pojawiła się we wrześniu 2013 roku dzięki wydawnictwu Scholastic Press. W Polsce pojawiła się za sprawą wydawnictwa Uroboros w marcu 2015 roku.


Każdy z nas ma sny. Czy to piękne, koszmary lub naprawdę dziwne. Lecz, co to było, gdyby okazało się, że są tak realnie, bardzo namacalne, że... możesz z nich kraść przedmioty?
Ronan ma trzy tajemnice, które za nic w życiu nie zdradzi nikomu. Jedną z nich jest umiejętność zabierania przedmiotów ze snów.
Linia mocy została obudzona, a życie Ganseya, Ronana, Adama i Blue zmieni się nie do poznania. Do miasteczka przyjeżdża tajemniczy mężczyzna, który jest na tropie czwórki bohaterów. Nie cofnie się przed niczym zanim nie osiągnie swojego celu.
Czy bohaterom wreszcie uda się im odnaleźć Króla Kruków, Glendowera?


"W życiu każdego z nas są tajemnice. Albo ich dochowujemy albo ktoś dochowuje ich przed nami. Posługujemy się nimi albo ktoś posługuje się nimi przeciwko nam. Tajemnice i karaluchy - oto co pozostanie, gdy wszystko się już skończy."
Pamiętacie, jak bardzo wychwalałam pierwszy tom tej serii? Niemalże nie mogłam się doczekać, aby sięgnąć po kontynuacje. Była to powieść na pierwszej liście do wypożyczenia w bibliotece, a gdy wreszcie się do niej dorwałam...
Czy spełniła ona moje oczekiwania, po pierwszym tomie, który bardzo mi się spodobał?
Podobnie, jak w Królu Kruków, prolog miał coś takiego w sobie, że zachęcał do czytania, a czytając go byłam podekscytowana tym, co będzie dalej. Im dalej tym było lepiej, choć motyw szukania Glendowera spadł na niższy plan to autorka nie pozwoliła nam na nudę lub chwilę wytchnienia. Pokazała nam świat magii od innej strony. Od snów.
Pamiętacie, jak bardzo narzekałam na zmarnowany motyw snów w Sen? Tutaj się nie zawiodłam. Maggie Stiefvater stworzyła coś niesamowitego. Złodziej przedmiotów ze snów? Bomba! A to zaledwie jedynie wisienka na wielkim torcie, bo mogę was zapewnić, że to ciupka tajemnicy jaką kryje w sobie rodzina Ronana, on sam i wszyscy Złodzieje.


" - Ha! Adam porozumiewa się z drzewami, Noah wciąż odtwarza swoją śmierć, zaś Ronan rozwala, a później tworzy mi nowe samochody. Co nowego u ciebie? Pewnie coś strasznego?"
Bohaterowie się nie zmienili. Jedyne, co się zmienia to narracja. Tym razem głównym narratorem jest Ronan, to on gra główne skrzypce oraz jego moc. Reszta postaci również ma dostęp do głosu, lecz są jedynie dołączeniem, który ma zapewnić, że wszystko staje się nieco bardziej wyraźne.
Postacie po wydarzeniach z pierwszej części nie są już tacy sami. Autorka wspaniale ukazała ich zachowanie, było strasznie ludzkie. Adam przez większość czasu czuje się obco w swojej skórze, przez cały czas jest załamany i wyżywa swoją złość na innych. Blue nabrała charakterku, stał się bardziej ostry niż wcześniej. Nie pozwala sobą pomiatać, stała się odważniejsza. Ronan wścieka się o byle co, jak zawsze, i rozbraja głupkowatym poczuciem humoru. Noah się nie zmienił, jeśli tak można powiedzieć o duchu.
Jedynie nie zauważyłam zmiany w Ganseyu i powiem wam, że stał się irytujący tym swoim bohaterstwem. Chciał każdemu pomóc, a jednocześnie był samolubny chcąc bez względu na wszystko znaleźć zaginionego króla. Jednak i on nadawał tej realności, bardzo mi się to spodobało oraz mimo to nie mogłam znienawidzić tej postaci.


"Miecz nie jest zabójcą, jest jedynie narzędziem w dłoni zabójcy."
Podsumowując: Złodzieje snów to lekko zwolnienie w akcji, dający wytchnienie od poszukiwań czytelnikowi, jak i bohaterowi. Lecz to nie oznacza, że jest nudno. Autorka zgotowała nam wiele przygód oraz tajemnic, które trzeba odkryć.
Niektórzy narzekają, że wszystko zostało tutaj opisane chaotycznie, lecz ja mogę powiedzieć, że styl pisarski nie różni się tutaj niczym od tego w pierwszym tomie. Oczywiście, czasem trudno było coś zrozumieć, jednak myślę, że można to wybaczyć mając tyle plusów.
Muszę jeszcze raz powiedzieć, że cała fabuła, jak i motyw w tej powieści jest dla mnie niesamowity. To jest coś niby starego, ale nowego. Po skończeniu książki miałam ochotę płakać, wiedząc, że trzeci tom ma być dopiero przetłumaczony na polski, a czwarty nawet nie został jeszcze wydany w Ameryce.
Dlatego ubolewam nad faktem, że muszę czekać z poznaniem ciągu dalszego tej historii.




___________________________________________
Ta powieść bierze udział w wyzwaniu 30 Książek w Wakacje

niedziela, 27 września 2015

Dary Anioła Tom: IV, V, VI


Mogą się pojawić spoilery z poprzednich tomów!


Przedstawię wam kolejne trzy tomy kultowej serii Dary Anioła. W jej skład wchodzą tomy: Miasto
Upadłych Aniołów, Miasto Zagubionych Dusz i Miasto Niebiańskiego Ognia. Autorką tej serii jest Cassandra Clare. Powieści te pojawiły się między 2011 a 2014 rokiem, dzięki wydawnictwu Margaret K. McElderry. W Polsce pojawiły się dzięki wydawnictwu MAG. Na podstawie książek ma powstać serial pod tytułem Shadowhunters.

Clary po pokonaniu Valentine, ma wiele możliwości. Świat Nocnych Łowców staje przed nią otworem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Uczy się w Instytucie, Podziemni i Nocni Łowcy zawarli sojusz, a Jace i ona mogą wreszcie być razem.
Jednak wszystko ma swoją cenę.
Ktoś zaczyna zabijać Nocnych Łowców, a Jace zaczyna zachowywać się dziwnie. Jak widać ktoś powrócił i chce dokończyć dzieło, które zostało przerwane. Nie zawaha się przed rozpoczęciem bitwy, która może doprowadzić do zniszczenia nie tylko świata Podziemnych i Nocnych Łowców, ale i ludzi.


"A może po prostu jest tak, że świat tak łatwo niszczy piękne istoty" ~ Miasto Upadłych Aniołów

Zaczęłam czytać, lecz czułam, że po trzecim tomie, seria dużo straci. A właściwie to straci fabułę. Oczywiście wiem, że niektóre kwestie zostały niewyjaśnione, jednak nie widziałam, jakby... sensu w tworzeniu dalszych tomów. Jednak mimo to postanowiłam dalej czytać ze względu na to, że nienawidzę mieć niedokończone historie.
Czy moje nastawienie się zmieniło?
Przez czwarty tom się nudziłam, naprawdę. Nic się nie działo. Fabuła zrzucona została na drugi, jeśli nie na trzeci plan. Bo pierwsze skrzypce grał związek Clary i Jace, który oczywiście nie mógł przetrwać, bo coś tam coś. Nie mogą być razem, bo coś tam coś.... ble.
Później przenosimy się na wątek Simona, który wcale nie ma związku z jego wampiryzmem i problemami z wyznaniem tego swojej matce - co też zostało zrzucone na dalszy plan. Simon ma następujący problem: Isabell czy Maia? Najlepiej obie na raz i módl się, by dziewczyny się nie połapały, że chodzę z drugą, gdy chodzę z pierwszą.
Dopiero na ostatnich dwustu czy stu pięćdziesięciu stronach zaczyna się akcja, fabuła gnie na łeb i na szyję, nabierając zarysu i wciągając bezgranicznie. Śledziłam je wtedy na jednym wdechu, chcąc wiedzieć, jak zakończy się ten tom.


"- Miłość nie jest moralna czy niemoralna - oświadczyła Clary. - Po prostu jest." ~ Miasto Zagubionych Dusz
Co dostałam w piątym tomie?
To samo, co w jego poprzedniku. Na ostatnich stronach akcja mnie wciągnęła. Jednak wcześniej
mamy kolejny wątek miłosny. Tak. Znów Jace i Clary. Oraz sytuacja Aleca i Magnusa. Tutaj zaś autorka niestety się nie wykazała. Ten drugi związek wydawał się najbardziej znośny, najbardziej prawdziwy. Tutaj Cassandra Clare postawiła na to samo, na ten cały "dramatyzm" jak u reszt par wymienionych. Naprawdę mnie to irytowało. LUDZIE PROSZĘ. Rozumiem, że ludzie się tak zachowują, ale nie wiercą o to dziurę 24/7.
Dopiero szósty tom wzbił się nieco wyżej. Od początku dobrze mi się go czytało, fabuła wreszcie była prowadzona wraz z problemami bohaterów. Wszystko zaczynało nabierać sensu. Postacie aż tak nie irytowały swoim głupim zachowaniem.
Jednak jest jedno "ale".
Zakończenie.
Naprawdę mi się nie spodobało. Ta cała wielka bitwa, była... niezbyt wielka. Właściwie spodziewałam się dużego BUM po świetnie poprowadzonej akcji w ostatniej części i bardzo się zawiodłam. Liczyłam na jakąś emocjonalną bombę, jaką często zapodają autorzy tego typu serii. Tutaj nic takiego się nie dopatrzyłam. Jeśli mam być szczera to prawie z żadnym bohaterem się nie zżyłam, oprócz Aleciem.


"Bohaterami nie zawsze są ci, którzy wygrywają. Czasami są nimi ci, którzy przegrywają, ale nie poddają się i nadal walczą. To właśnie czyni ich bohaterami." ~ Miasto Niebiańskiego Ognia
Podsumowując: Seria nie powaliła mnie na kolana. Była zwyczajna, normalna. Niczym się nie wyróżniała, ani stylem pisarskim, ani fabułą. Nie licząc tego całego świata Nocnych Łowców, on bardzo mnie się spodobał. Tutaj autorka się popisała, na wielki plus. Jednak jeśli chodzi o całą tą SPOILER sytuację i wojnę z Sebastianem SPOILER to naprawdę kiepsko poszło.
Te trzy tomy oceniłabym razem na zaledwie sześć gwiazdek na dziesięć - i to tylko ze względu na szóstą część, oprócz końcowej bitwie. Niczym się jakoś nie wyróżniała. Mogę nawet powiedzieć, że te dwa tomy były nudne i prowadzone na siłę. Jakby autorka chciała zapełnić nieco akcję tymi związkowymi problemami, by były te 500 coś stron, a dopiero na koniec dać akcję. Uważam, że jakby powieść miała 300 stron, zawierała tylko fabułę i akcję, to byłoby idealnie. Jednak nie można mieć wszystkiego.
Oczywiście nie mówię, że bohaterowie muszą myśleć tylko o np. bitwie. O nie, to by było również koszmarne. Ale gdyby wszystko wyrównać, aby żadna szala wagi się nie przechyliła.




__________________________________________
Powieść Miasto Upadłych Aniołów bierze udział w wyzwaniu 30 Książek w Wakacje

niedziela, 20 września 2015

Galop '44


W dzisiejszej recenzji przedstawię wam powieść, którą od jakiegoś czasu miałam już na oku. Jest to autorstwa Moniki Kowaleczko-Szumowskiej. Książka została wydana przez wydawnictwo Egmont Polska w roku 2014 .
Galop '44

Mikołaj i Wojtek to dwaj bracia niesamowicie od siebie różni. Jeśli tylko nadarzy się okazja, oboje starają się unikać siebie nawzajem niczym ognia. Tego dnia miało być tak samo.
Za prośbą rodziców, jak co roku rodzeństwo wybrało się do Muzeum Powstania Warszawskiego w rocznice powstania. Lecz dziwnym trafem Mikołaj przechodząc przez kanał trafia w sam środek historycznego wydarzenia. Jego starszy brat decyduje się odnaleźć swojego brata, podróżując w przeszłość, Wojtek próbuje odszukać Mikołaja, aby zabrać go z powrotem do XXI wieku.
Czy Wojtkowi uda się go znaleźć i zabrać z najbardziej niebezpiecznego miejsca w jakim mógł się znaleźć? Czy po kilku dniach spędzonych w czasie powstania chłopcy zechcą zostać, mimo iż znają jego zakończenie?

"- Jak leci? - krzyknął Wojtek [...]- Prosto z nieba! - odkrzyknął niewiele starszy od niego chłopak. - Równo, co piętnaście minut."

Tej powieści byłam bardzo ciekawa. Czytałam wiele pozytywnych recenzji na jej temat i gdy udało mi się wygrać tę książkę jako nagrodę dodatkową w konkursie, byłam wniebowzięta. Niestety dopiero dziś wzięłam się za jej czytania i bardzo żałuję tego, że z tym zwlekałam!
Od pierwszej strony się wciągnęłam w fabułę, mimo iż z początku autorka opisywała różnicę między dwoma braćmi. Język jakim się posłużyła był prosty oraz lekki, przez co bardzo szybko czyta się tę powieść. W prosty sposób przedstawiła nam wydarzenia w czasie powstania (jak pisze w podziękowaniach - wzorowane na prawdziwych zachowaniach powstańców), niekoniecznie opisując wszystko. Oczywiście, powieść przedstawia krwawe oblicza walki, jednak nie skupia się na tym aż tak bardzo ze względu na to do kogo jest adresowana ta powieść.

"Każdy z nas może umrzeć. Ja albo Druh."

Z bohaterami bardzo się zżyłam. Byli z krwi i kości. Żadne z ich zachowań nie było sztuczne czy niemożliwe. Wojtek i Michał przechodzą gwałtowną przemianę, a tym bardziej Wojtek. Na samym początku zachowywał się naprawdę głupio i lekceważąco. Jednak im dalej brnie się w historię, tym bardziej jego charakter nabiera mocnych cech. To samo tyczy się tego drugiego. Z początku niemal lekkomyślny i nieco niepoważny, nabrał rozumu oraz powagi.
W książce przewijają się również prawdziwi bohaterowie powstania, jak i zmyśleni. Bardzo polubiłam Lidkę, Małego oraz Proroka. Były to postacie bardzo pozytywne i mimo czasów, w których przyszło im żyć, nie tracili poczucia humoru.

"- Chcę umrzeć.- Nie szkodzi - odpowiedział spokojnie Janek. - To bez znaczenia. Ja nie chce umszeć i musze. Ty wracaj. Tam nas zabiesz.- Zabierz?- Pamięć o nas. Nic tu po tobie. Ić jusz. You can't fight our battle, you have fight your own. "


Podsumowując: Powieść w niektórych momentach trzyma w napięciu, w innych rozśmiesza, a w jeszcze innych doprowadza do łez. Nie żartuję, całe dwa ostatnie rozdziały przepłakałam, a we wcześniejszych momentach zbierało mi się na płacz. Najbardziej łamiącą sceną była SPOILER kiedy Michał w szkole na spotkaniu z powstańcem spotyka Proroka. SPOILER
Bardzo się wczułam w historię powstańców i podobnie, jak dwaj bracia żałowałam, że nie mogą zmienić biegu historii, sprawić, że jedno zdjęcie zabitego powstańca zniknie z muzeum.
Bardzo polecam wam tę powieść, gdyż nie jest ona ciężka, zawiera w sobie fakty historyczne, bardziej przybliża ten moment historyczny. Na dodatek wpleciony wątek z podróżą w czasie został wspaniale przedstawiony.


Dwaj bracia. Dwa światy. Jedno powstanie.


wtorek, 15 września 2015

Dziennik Cwaniaczka. Droga przez mękę


W dzisiejszej recenzji przedstawię wam dziewiąty tom z serii Dziennik Cwaniaczka. Jest to Droga przez mękę. Autorem tej powieści jest Jeff Kinney, a pracę nad tłumaczeniem podjęła się Joanna Wajs. Książka została opublikowana w roku 2014 przez Amulet Books, w Polsce pojawiła się dzięki wydawnictwu Nasza Księgarnia w roku 2015.

Z czym kojarzy wam się wyprawa samochodowa z najbliższą rodzinką?
Gregowi z pewnością nie najlepiej.
Greg myślał, że te wakacje spędzi spokojnie zamknięty w pomieszczeniu o czterech ścianach, grając w grę wideo. Jednak jego mama zadecydowała inaczej. Pomimo protestu reszty rodzinki zaplanowała wspaniałą rodzinną wyprawę, która zacieśni ich więzy rodzinne. Jednak jakakolwiek wyprawa z Heffleyami nie może skończyć się dobrze i bez żadnych kłopotów.
Rodzina Heffleyów przeżyje niezapomnianą przygodę, którą z pewnością chcieliby zapomnieć.

"Widziałem wystarczająco wiele horrorów, by wiedzieć, że kiedy jakieś zwierzę ugryzie człowieka, to musi się źle skończyć. NAPRAWDĘ nie życzyłbym sobie przemiany w świniołaka. To zrujnowałoby mi życie uczuciowe."

Dzienniczek Cwaniaczka lubię ze względu na to, że szybko się go czyta, zawiera wiele zabawnych obrazków oraz przekomiczny humor i niesamowite pomysły. Można, by pomyśleć, że dziewiąty tom to już... może być cały czas odgrzewany ten sam kotlet. Nic bardziej mylnego! Jeff Kinney w każdej części skupił się na różnym aspekcie życia. Poruszał wiele różnych tematów, które na pewno przydarzyły się lub przydarzą czytelnikom.
Ta książka bardzo się mnie spodobała. Zawierała w sobie o wiele więcej momentów, gdy się śmiałam, a nie jedynie uśmiechałam się pod nosem z dowcipu, który bawi młodszych chłopców. Sytuacje przedstawione w tej części były zabawne ze względu na ich autentyczność, w końcu każdemu na pewno coś choć raz zepsuła się nawet najlepiej zaplanowaną wycieczkę. Czy to zgubienie kluczyka od szafki na basenie czy pieniędzy lub przykra przygoda z mewami.

"Zawsze lubiłem te opowieści, bo na każdej stronie trzeba podejmować decyzje, które wpływają na dalszy ciąg historii. Problem polega na tym, że moje wybory nigdy nie prowadzą do szczęśliwego zakończenia. I w ogóle wygląda na to, że JAKIEGOKOLWIEK wyboru dokonuję, wszystko kończy się ŹLE."

W tej części główne skrzypce, oprócz głównego bohatera, odgrywają cztery postacie - mama i tata Heffley, Rodrick oraz Manny. Cała rodzinka, która potrafi doprowadzić Grega do szału. Rodrick nie powstrzyma się przed żartowaniem i uprzykrzaniu życia młodszemu bratu. Manny w dalszym ciągu będzie... Manny'm. Małym, płaczącym dzieckiem. Mama nie odpuszcza i wymyśla coraz to kolejne "rodzinne atrakcje". Tata... tata podobnie, jak Greg próbuje to jakoś przetrwać.
Cała ta piątka tworzyła przezabawną grupę, pokazując, że nie ma czegoś takiego jak idealna rodzina. Każdy był inny, nie mogli ze sobą wytrzymać, ale w sytuacjach trudnych potrafili połączyć siły. Złościli się na siebie, śmiali się razem.

"Rodrickowi TAKŻE zdarzało się uciekać. W pierwszej klasie codziennie dawał drapaka o tej samej porze, ale zawracał, jak tylko mama wołała, że puszczają jego ulubiony program."

Podsumowanie: Dziewiąty tom mnie nie zawiódł. W czasie czytania niektórych wcześniejszych tomów, ani razu się nie uśmiałam. Po prostu czytałam z ciekawości, by dowiedzieć się, jak to się zakończy.Tutaj było inaczej.
Język nie zmienił się, w dalszym ciągu był prosty i zrozumiały. Większość stron to komiksy, które stały się znakiem rozpoznawalnym tej serii. Bez tych wszystkich rysunków książki straciłyby na tym wiele, bo to one dodają tej serii uroku.
Mogę tę powieść polecić fanom serii oraz tym, którzy pierwszy raz o niej słyszą. Na dodatek, nie trzeba się martwić tym, który się wzięło tom. Główny bohater o wspomnianych wydarzeniach nieco wspomina, pokrótce wyjaśniając, co się wtedy wydarzyło. Po za tym, wydarzenia te, nie łączą się jakoś za bardzo.


sobota, 12 września 2015

Mroczne umysły


Przed rozpoczęciem recenzji chciałabym was przeprosić za małą aktywność na swoim blogu i waszych
blogach! Mam nadzieję, że w końcu to nadrobię.
Lecz dzisiaj przedstawiam wam ostatnio przeczytaną przeze mnie powieść, pod tytułem Mroczne umysły autorstwa Alexandry Bracken. Tłumaczeniem na język polski zajęła się Maria Borzobohata-Sawicka. Książka została wydana przez wydawnictwo Hyperion w grudniu 2012 roku, w Polsce pojawiła się dzięki wydawnictwu Otwarte w kwietniu 2014 roku.


Gdybyście mieli umiejętność wejścia do czyjegoś umysłu tylko za pomocą dotyku, zatrzymalibyście ten dar?
Ruby dałaby wszystko, aby być na powrót normalną dziewczynką. Chciałaby, aby wszystko wróciło do normalności, lecz nie może.
Teraz jest w obozie "rehabilitacyjnym", który ma ją "wyleczyć". Jednak ona wie, że oni nie chcą takich, jak ona. Chcą się jej pozbyć. Pod przykrywką udaję Zieloną, ale jest jedną z ostatnich Pomarańczowych. Cała ta maskarada tylko po to, by przetrwać.

"Nie, oni nie lękali się o dzieci, które mogły umrzeć. Nie martwili się pustką, którą miały po sobie pozostawić. Oni bali się nas – tych, którzy przeżyli."

Do powieści nie byłam jakoś przyjaźnie nastawiona, jeśli mam być szczera... Zanim zaczęłam czytać nie wiedziałam, o czym jest ta powieść. Jednak widząc ją w bibliotece postanowiłam zaryzykować, widząc wiele pozytywnych opinii na jej temat oraz jej kontynuacjach na blogach.
Z początku ciężko mi się czytało. Prolog mnie nie zachęcił, a pierwsze rozdziały czytałam niemal na siłę. Nie mogłam się wbić w rytm pisania autorki, ani w samą fabułę. Opowieści Ruby o tym, co się stało, ciekawiły mnie, ale... czegoś im zabrakło. Nie potrafiłam się odnaleźć w tej powieści i dopiero później, te sto stron później się wkręciłam.
Do stylu pisarskiego trzeba przywyknąć, nie jest zły, jednak po prostu... trzeba czytać dalej, by się przyzwyczaić.

"Nie można odbudować zniszczonego życia ani odzyskać straconego człowieka."

Z bohaterami się bardzo zżyłam i mimo iż wcześniej nieco narzekałam, to muszę przyznać, że postacie były bardzo namacalne. Każdy z bohaterów wydał mi się realny, a czwórka głównych postaci posiadała wiele różnych cech, często ze sobą sprzecznych. Bardzo polubiłam Ruby, Liama, Pulpeta i Zu.
Ruby była dość specyficzną postacią, była nieco inna jak na bohaterkę powieści dystopicznej. Oczywiście miała cechy typowe dla takiej postaci, lecz... nie była aż tak irytująca. Była przede wszystkim dość słaba, przynajmniej z początku. W niczym nie przypominała Tris (to była dopiero okropna postać!) czy Katniss. Jednak miała tę typowo altruistyczną postawę, choć czasem widać było jej samolubność oraz chęć przetrwania. Może to to, sprawiło, że ją polubiłam. Wydała się przez to bardzo ludzka.
Liama pokochałam, to była męska postać idealna. Naprawdę. Pulpet to był bardzo sympatyczny bohater, który dodawał tej książce humoru, realności. Był nieufny i, podobnie jak czasem Ruby, martwił się o swoją skórę i przyjaciół.

"Może nic się nigdy nie zmieni. Ale warto poczekać, gdyby miało się jednak okazać inaczej."

Podsumowując: Nie kierujcie się nawiązaniem do Igrzysk Śmierci w opisie książki czy na okładce, bo mogę poręczyć, że nic a nic tutaj nie ma z nimi związku. A wizja takiego świata jest rzeczywiście niepokojąca, jednak nie taka straszna lub... realna. Wybaczcie, ale nie potrafię sobie tego wyobrazić w naszym świecie. Jednak nic nie wiadomo, wszystko może się wydarzyć.
Powieść jest warta przeczytania, fabuła i akcja jest na dobrym poziomie, jednak jak wcześniej wspomniałam, trzeba się wkręcić. Książka może nie jest jakimś arcydziełem, lecz na jednorazowe przeczytanie jest idealna. A zakończenie sprawiło, że miałam ochotę wyrzucić książkę przez okno i iść do biblioteki po ciąg dalszy (co jak się okazało, nie było go).
Muszę jednak przyznać, że ta historia poruszyła mnie. Sam koniec przepłakałam i nie mogłam uwierzyć w to, co się tam wydarzyło. Prócz tego muszę również dodać, iż w książce pojawia się lekka dawka dobrego humoru, który rozbawił mnie do łez.




poniedziałek, 7 września 2015

Najdłuższa podróż


W dzisiejszej recenzji przedstawię wam jedną z książek Nicholasa Sparksa, jest to Najdłuższa
podróż. Tłumaczeniem tej powieści zajęli się Jacek Manicki i Anna Dobrzańska. Została wydana przez Grand Central Publishing we wrześniu 2013, a w Polsce pojawiła się dzięki Wydawnictwu Albatros w maju 2015 roku (chodzi o wydanie z okładką filmową). Na podstawie powieści powstał film o tym samym tytule w roku 2015, a w role główne wcielili się: Scott Eastwood, Brittany Robertson, Oona Chaplin, Alan Alda, Jack Huston.


Dwie historie miłosne, która z pozoru nic nie łączy. Ani czasy, ani miejsce, ani zainteresowania. A jednak ich losy wkrótce się połączą.
Ira w czasie wypadku samochodowego widzi obok siebie swoją miłość życia, która odeszła z tego świata jakiś czas temu. Wtedy cofa się w czasie przeżywając całe swoje życie, najdłuższą podróż, jeszcze raz od nowa, śmiejąc się ze swoich błędów i cierpiąc bardziej w przerażających momentach.
Sophia próbuje pozbierać się po burzliwym związku, udaję się wraz z przyjaciółką na imprezę, gdzie poznaje Luke'a, ujeżdżacza byków, który po rocznej przerwie wraca do swojego fachu. Lecz ma on tajemnicę, której za nic nie wyda Sophii.


"Czasem wydaje mi się, że Bóg ma specyficzne poczucie humoru."

Co do książek Sparksa jestem nastawiona neutralnie. Miałam już dobre spotkania z jego twórczością, jak i złe. Dlatego starałam się nie oczekiwać niczego po tej powieści, którą tak wiele osób wychwalało.
Co więc dostałam?
Powieść wciąga od początku. Wystarczyło, że zaczęłam czytać pierwsze strony od niechcenia, a już potem dalej czytałam i czytałam, nie mogąc się oderwać. Jak czasem autorowi zdarza się ciężko pisać, tak tutaj pisał płynnie, lekko, dzięki temu czyta się z szybkością światła.
Mamy trzech narratorów, Irę, Sophię i Luke'a. Uważam, że tutaj ten zabieg był dobrym posunięciem, dzięki czemu udało mi się bardziej zżyć z bohaterami oraz poznać ich myśli, zobaczyć pewne wydarzenia z ich perspektywy.


"Jeśli istnieje niebo, odnajdziemy się, bo bez Ciebie nie ma nieba."

W tej powieści o dziwo żadna postać mnie nie denerwowała, ani irytowała. Nawet główna bohaterka. Oczywiście, czasem zachowywali się dość głupio, jednak uważam, że jest to jedna z wielu zalet książki. Pokazuje, iż my sami w codziennym życiu popełniamy głupstwa większe lub mniejsze.
Sophia to nie jest kolejna głupiutka i słodziutka bohaterka. Ukazana jest jako zdesperowana oraz załamana dziewczyna, która chce oderwać się choć na chwilą od swojego obecnego stanu. Jej natura przypadła mi do gustu. Była jednocześnie pewna siebie, ale czasem wątpiła, denerwowała się tym, co zasugerowała jej przyjaciółka, lecz w przeciwieństwie do niektórych postaci w innych książkach, ona nie bała się porozmawiać o tym z kimś, prosząc, aby rozwiał jej wątpliwości. Bardzo mnie się to podobało, bo potrafiła załatwić coś porządnie, a nie dąsać się po kątach. Jeśli coś jej się nie podobało, krzyczała i to mówiła. Naprawdę zdobyła moją sympatię.
Jednak najbardziej zżyłam się z Irą i Ruth. Były to postacie, które żyły w ciężkich czasach, ale mimo to nie poddawali się oraz nie zrezygnowali z miłości do siebie, nie ważne co stanęło im na drodze. Ich historia mnie wzruszyła i to na niej przelałam najwięcej łez.


"Gdybyśmy się nie spotkali, myślę, że moje życie nie byłoby kompletne. Przemierzałbym świat w poszukiwaniu ciebie, nawet gdybym nie wiedział, kogo tak naprawdę szukam."


Podsumowując: Uważam, że to jest najlepsza książka Nicholasa Sparksa jaką miałam możliwość przeczytać. Czytając ją czułam mnóstwo emocji, po radość aż po smutek. Raz się śmiałam, raz płakałam z bohaterami. Powieść ta pokazuje, że najdłuższą podróżą jest życie, a ono czasem potrafi nam spłatać wielkie figle i nie zawsze pójdzie po naszej myśli. Pokazuje, że należy grać takimi kartami, jakie zostaną nam rozdane. Jest naprawdę niesamowita.
Wzruszyłam się wielce i na książce i na filmie.
Styl pisania autora w tej powieści bardzo przypadł mi do gustu, nie musiałam się przyzwyczajać do niego lub czekać aż po kilku stronach akcja się rozwinie. Bohaterowie nie są płascy, są z krwi i kości, którzy mogliby żyć naprawdę.
Nie wiem, co jeszcze mogłabym dodać, aby pokazać wam, jak wspaniała jest ta powieść.





_____________________________________________
Książka bierze udział w wyzwaniu 30 Książek w Wakacje

sobota, 5 września 2015

Podsumowanie wyzwania wakacyjnego - 30 Książek w Wakacje



Ten post miał się pojawić wcześniej, przepraszam.


Wakacje się zakończyły, a wraz z nimi moje, a właściwie nie moje, tylko Fanny Devine, wyzwanie wakacyjne. Jesteście ciekawi, jak mi poszło?


Zasady są objaśnione w jednej z zakładce menu 30 Książek w Wakacje, jednak niektóre zasady dla przypomnienia przypomnę.
Wyzwanie trwało od 27 czerwca do 2 września, w między czasie, co tydzień pojawiały się podsumowania tygodnia, gdzie mogliście na bieżąco widzieć moje postępy, a i mnie łatwiej było dostrzec, jak mi idzie.


Bez dłuższego przedłużania.



Wyzwanie wakacyjne: nie ukończone
Przeczytane: 25/30
W czasie: 27 czerwca-2 września

Przeczytane:
  1. Miasto Szkła - Cassandra Clare
  2. Sto imion - Cecelia Ahern
  3. Harry Potter i Książę Półkrwi - J. K. Rowling
  4. Musimy coś zmienić - Sandy Hall
  5. Harry Potter i Insygnia Śmierci - J. K. Rowling
  6. I wciąż ją kocham - Nicholas Sparks
  7. Córka Dymu i Kości - Laini Taylor
  8. Pamiętnik Narkomanki - Barbara Rosiek
  9. Dziennik Cwaniaczka. Rodrick Rządzi - Jeff Kinney
  10. Miasto Upadłych Aniołów - Cassandra Clare
  11. Dziennik Cwaniaczka. Szczyt Wszystkiego - Jeff Kinney
  12. Dziennik Cwaniaczka. Ubaw po pachy - Jeff Kinney
  13. Dziennik Cwaniaczka. Przykra Prawda - Jeff Kinney
  14. Dziennik Cwaniaczka. Biała Gorączka - Jeff Kinney
  15. Dziennik Cwaniaczka, Trzeci do pary - Jeff Kinney
  16. Dziennik Cwaniaczka. Zezowate Szczęście - Jeff Kinney
  17. Serce na temblaku - Katarzyna Grochola
  18. Duma i uprzedzenie - Jane Austen
  19. Najdłuższa podróż - Nicholas Sparks
  20. Złodzieje snów - Maggie Stiefvater
  21. Dni krwi i światła gwiazd - Laini Taylor
  22. Bez mojej zgody - Jodi Picoult
  23. Teraz ją widzisz - Joy Fielding
  24. W otchłani - Beth Revis
  25. Szeptem - Becca Fitzpatrick


Zrecenzowane z tego grona:
  1. Dary Anioła Tom: I, II, III
  2. Sto imion
  3. Harry Potter (1-7)
  4. Dziennik Cwaniaczk. Rodrick Rządzi
  5. Dziennik Cwaniaczka (3-8)
  6. Córka Dymu i Kości
  7. Musimy coś zmienić
  8. W otchłani


Ilość przeczytanych stron: 9182
Ilość stron na dzień: w przybliżeniu 139 stron



Jak widać wyzwania nie ukończyłam, jednak nie to się liczy. Ważne, że cokolwiek przeczytałam, a i przy okazji dobrze się bawiłam oraz odkryłam kilka wspaniałych powieści, do których niejednokrotnie wrócę.
Może w przyszłym roku mi się uda ;)

A jak wam pod względem czytelniczym poszło w wakacje?


wtorek, 1 września 2015

Podsumowanie miesiąca - sierpień





Wakacje już za nami i pora po raz kolejny wrócić do szkoły, czy tego chcemy, czy nie. Pierwszy dzień września już prawie za nami, już dawno jesteśmy po rozpoczęciu roku.

A co się wydarzyło w sierpniu u mnie na blogu?
Zasadniczo niewiele, chyba, że mówimy tutaj o braku systematyczności z mojej strony. Również moje wyzwanie nie ma się za dobrze i myślę, że nie ukończę go. Na razie przeczytałam dwadzieścia pięć książek, co uważam za spory wynik, a jestem w trakcie dwudziestej szóstej. I wątpię, aby przez dwa dni przeczytała pięć książek, a na siłę nie chcę tego robić.


Ale przejdźmy do przyjemniejszej części posta i zapomnijmy przez chwilę, że zaczął się wrzesień, a wraz z nim wstawanie do szkoły. 



Przeczytane książki (8):
  1. Duma i uprzedzenie - Jane Austen 
  2. Najdłuższa podróż - Nicholas Sparks
  3. Złodzieje Snów - Maggie Stiefvater
  4. Dni krwi i światła gwiazd - Laini Taylor
  5. Bez mojej zgody - Jodi Picoult
  6. Teraz ją widzisz - Joy Fielding
  7. W otchłani - Beth Revis
  8. Szeptem - Becca Fitzpatrick

+ 112 stron Mrocznych Umysłów Alexandry Bracken

Napisane recenzje (4):
  1. Wróć, jeśli pamiętasz
  2. Król Kruków
  3. Musimy coś zmienić
  4. W otchłani


Ilość przeczytanych stron: 3008+112 (3120)
Liczba stron na dzień: w przybliżeniu 100 stron


Najlepsza/e przeczytana/e książka/i:
  • Duma i uprzedzenie
  • Najdłuższa podróż
  • Złodzieje snów
  • Bez mojej zgody
  • W otchłani

Najgorsza/e przeczytana/e książka/i:
  • chyba żadna



Najdłużej czytana:
  • Duma i uprzedzenie
  • Dni krwi i światła gwiazd

Najkrócej czytana:
  • Bez mojej zgody
  • Szeptem



Wakacje minęły mi dobrze, a przynajmniej będę je wspominać z uśmiechem na ustach, gdy będę siedzieć oblężona podręcznikami i notatkami w czasie lekcji. A jak wam one minęły?

Na blogu pojawił się nowy cykl - tommy i serialowy maraton. Piszcie czy podoba wam się tego typu pomysł, czy raczej nie. Jestem ciekawa, co myślicie oraz czy kontynuować tego typu posty. Również zastanawiam się czy pisać o moich odczuciach odnośnie jakiegoś sezonu, czy skupić się na całokształcie serialu.
Piszcie, co myślicie!