piątek, 26 grudnia 2014

Złodziejka książek


W tej recenzji chciałabym wam przedstawić książkę, jaką niedawno skończyłam czytać. Poczułam ogromną chęć napisania właśnie o niej. Jest to Złodziejka książek Markusa Zusaka. Tłumaczeniem zajęła się Hanna Baltyn. Powieść została wydana przez Picador w roku 2005, zaś w Polsce przez Nasza Księgarnia w roku 2008. Książka
doczekała się swojej ekranizacji w październiku 2013 roku.

Rok 1939. Liesel Meminger jedzie pociągiem ze swoją matką i braciszkiem, za oknem padają śliczne płatki śniegu i wieje mocny wicher. Wtedy też dziewczynka zauważa, że jej brat nie oddycha. W czasie jego pogrzebu, widzi pierwszą książkę, którą kradnie.
Następnie dziesięciolatka zostaje zostawiona na "niebiańskiej ulicy" u państwa Hubermann, gdzie ma zostać już na stałe. Liesel uczy się tam dzięki nowemu papie czytać, uczy się kradzieży ze swoim przyjacielem, który bardzo chcę dostać od niej buziaka. Odkrywa piękno słów, prawdziwą miłość, przyjaźń i poświęcenie. Uczy się stawania w obranie tych, których kocha i odwagi. Dowiaduje się prawdy o ciężkich czasach w jakich przyszło jej żyć, uczy się kłamać, by przeżyć z rodziną zastępczą.
Jak się dowiedziałam o tej książce i jak przykuła moją uwagę? Przechodząc w empiku na dział z książkami (a lubię tam wchodzić, by znaleźć nowe ciekawe powieści) zobaczyłam okładkę filmową, niezbyt ciekawa oraz zachęcająca w moim odczuciu. To co mnie zainteresowało to tytuł. Nie czytając z tyłu, o czym w ogóle jest, zapisałam w pamięci.
W końcu jednak znalazłam ją w bibliotece i przez chwilę się wahałam, czy aby na pewno ją przeczytam. Jednak ta pierwsza okładka wydała mi się tak zachęcająca i mająca w sobie tyle tajemniczości, że ją wzięłam.

"Nienawidziłam słów i kochałam je.
Mam nadzieję, że nauczyłam się ich używać."

Bohaterowie w czasie trwania utworu zmieniają się, nabywają pewnych prawd i doświadczeń życia, nabierają swoich opinii. Każdy z czasem, powoli w niezauważalnym dla nas momencie się zmieniają. Dopiero pod koniec możemy porównać ich zachowanie z początku powieści na pod koniec. Liesel z małej dziewczynki zmienia się w dorosłą kobietę, która zaczyna rozumieć powagę sytuacji w jakich się znajduję.
Z każdą postacią czułam się związana, jakbym każdego z nich znała. Dlatego bardzo trudno było mi ich pożegnać na samym końcu. Gdy skończyłam ostatnią stronę.



"Żeby żyć.
Bo życie warte jest życia.
Choćby ceną była wina i wstyd."

Narratorem jest Śmierć, w ciekawy sposób przedstawia nam całą historię, cofając się czasem w przeszłość, to przeskakując trochę w przyszłość. Zmieniając miejsca położenia z Złodziejki książek to na innych bohaterów związanych z główną postacią. Pokazuje przeszłość nowego papy Liesel, jego przeżycia na I oraz II wojnie światowej. Oraz wielu innych, aby tu wam nie spoilerować, to nie rzecze dalej.
Narrator posługuje się mnóstwem dziwnych, lecz całkowicie zrozumiałych metafor. Czasem zarzuci czarnym humorem lub doda komentarz od siebie. Powie wiele prawd o ludziach i otaczających ich świecie.

"Ludzie zwykle odkładają najważniejsze słowa na później, a ich bliscy odnajdują je w pośmiertnych listach."

Podsumowując: jest to powieść wspaniała. Po pierwszych stronach nie potrafiłam się oderwać. Czułam się jakbym była w tamtym świecie, jaki stworzył Markus. Czułam się bardzo związana z bohaterami. Już wtedy wiedziałam, że ta powieść będzie moją ulubioną.
To książka, która pokazuje oblicze wojny oczami dziecka, które nie bardzo wie, co znacząc symbole, słowa, które ich uczyli za czasów III Rzeszy. Pokazuje, że nie każdy mieszkaniec Niemiec stał za wszystkim, co w tamtejszych czasach robił Hitler. Ukazuje, jak całe człowieczeństwo ludzkie było zduszane, a jak karano ludzi o wielkich sercach.
Przez całą powieść się zaśmiejesz, będziesz się denerwować losami bohaterów oraz będziesz z nimi płakać.
Co do filmu, to też jest piękny, jednak nie aż tak jak książka. Kiedy oglądałam ekranizację miałam wrażenie, że twórcy starają się włożyć, jak najwięcej z pięćset stron w dwu godzinny film. Domyślam się, że zapewne chcieli pokazać całą magię jaka zawarta jest pomiędzy stronami historii.





niedziela, 21 grudnia 2014

Charlie


W dzisiejszej recenzji pragnę wam zaprezentować książkę Charlie, której autorem jest Stephen Chbosky. Tłumaczeniem zajęła się Joanna Schoen. Wydano ją przez Pocket Book w lutym 1999 roku, w Polsce zaś powieść pojawiła się w
styczniu 2012 roku przez Wydawnictwo Remi. Ekranizacji książki pojawiła się niedawno, bo we wrześniu 2012 roku. W role główne wcielili się Logan Lerman, Emma Watson i Ezra Miller.

Charlie to zwyczajny chłopak. Pewnego dnia zaczyna pisać listy do "przyjaciela", opisując w nim wszystko co się wydarzyło w jego życiu, o swoich uczuciach, obawach. Listy są jego pamiętnikiem, tyle, że je czyta "przyjaciel", który nigdy nie odpowiada.
W listach opisuje swój pierwszy rok w liceum, gdzie jako nieśmiały nastolatek nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca. W końcu poznaje dwójkę uczniów ostatniej klasy - Sam i Patricka, którzy są przybranym rodzeństwem. To oni wprowadzają go w swój świat. Doświadcza zawody miłosne, próbuje nawiązać kontakt z siostrą i jej pomóc, próbuje narkotyków, uczy się akceptacji innych oraz przyznać się przed sobą, że w jego duszy siedzą złe demony.
Powiem wam szczerze, że kiedy ktoś polecił mi tę książkę, poszukałam jej w bibliotece, jednak widzą okładkę trochę się zniechęciłam. Mimo to postanowiłam nie oceniać książki po okładce i wypożyczyłam ją.
Uważam, że nie była to zła decyzja. Powieść dzięki prostemu języku czyta się dobrze. Wydaje się być dość realistyczna. A akcja wciąga do ostatniej strony.

"Charlie, przyjmujemy miłość, jeżeli sadzimy, że na nią zasługujemy."

Sama w sobie postać głównego bohatera była ciekawa. Cały czas się o coś obarczał, był uległy, nieśmiały, a kiedy coś źle robił czy źle pomyślał, to mówił o tym komuś oraz przepraszał. Wydało mi się to dziwne, jak i zarazem interesujące, że nastoletni chłopak może w ten sposób postępować. Jednak nie powiem wam dlaczego, tak się działo, gdyż nie byłoby potem sensu czytać książki.
Wszystkie postacie, jakie spotykamy są inne. Grupa Sama i Patricka łączy w sobie kilku ludzi, którzy w niczym nie są do siebie podobni. Każdy ma inny charakter, trzeba do niego podchodzić w inny sposób. Wraz z Charliem poznajemy jak z każdym należy się obchodzić, co mówić, o czym nie mówić. Przez to jeszcze bardziej wczuwamy się w opowieść, jaka jest opisywana "przyjacielowi".

"Problem polega na tym - powiedział Craig - że wszyscy wiecznie porównują jednych do drugich i to odbiera ludziom indywidualność."

Powiem wam, że książka jest bardziej psychologiczna, zawierająca sobie podobne problemy, jak w Zapytaj Alice, tyle, że nie opierają się one wyłącznie na narkotykach oraz nie zmuszają go one do ucieczki z domu. Aby ją czytać należy się skupić i włączyć szare komórki. Książka wymaga od nas całej uwagi, abyśmy się wczuli w nią, zrozumieli problem w niej poruszany - podobnie jest w przypadku innych książek tego typu.

"I przysięgam, w tamtej chwili byliśmy nieskończonością."

Podsumowując: Jest to ciekawa książka, którą warto przeczytać. Pozwoli nam ona uświadomić, że takie sytuacje, jakie przedstawiono na kartkach papieru dzieją się naprawdę oraz, że równie dobrze mogło to się przydarzyć właśnie nam.
Powieść przyjemnie się czyta, jest napisana prostym językiem przez co jesteśmy w stanie uwierzyć, że pisała to żywy człowiek, żywy chłopiec. Podoba mi się forma w jakiej jest pisana, forma listu. Czytając przyszło mi na myśl, że być może to my jesteśmy tym "przyjacielem, któremu Charlie jako jedyny może się zwierzyć.
Akcja dzieje się w odpowiednim dla siebie tempem, nie jest przyśpieszona, ani spowolniona. Moim zdaniem książka jest bardzo dobra. Czego jednak nie można powiedzieć o filmie. Nie będę już nawet mówić, że grali w nim aktorzy, za którymi za bardzo nie przepadam, bo to nie o to chodzi. Zabrakło w nim tej magii - jeżeli tak można to nazwać - jak w powieści. Zabrakło niektórych kluczowych scen, które chciałam zobaczyć. Po za tym film wydał mi się... po prostu nudny, w przeciwieństwie do książki, którą się czytało strona po stronie.






piątek, 19 grudnia 2014

Zapytaj Alice


Książka pod tytułem Zapytaj Alice lub Idź, zapytaj Alice została wydana przez Beatrice Sparks w roku 1971 przez wydawnictwo Prentice Hall, w Polsce zaś przez Wydawnictwo Remi w roku 2012. Tłumaczeniem zajął się Jędrzej Polak. Na okładce zaś nie ma nazwiska tejże pani, pod tytułem znajduje się tylko Anonim. Jest tak, ponieważ książka jest oparta na autentycznych wydarzeniach, a
wszystko w niej zawarte to zapiski Bezimiennej dziewczyny. Sparks była psychologiem, postanowiła ona wydać to jako powieść, aby pokazać innym, jak straszny jest świat narkomanów. Jednak budziło to spore przerażenie, wycofano ją z bibliotek i sprzedaży. Dopiero po jedenastu latach ponownie ją wydano, mimo to książka nadal budzi pewne wątpliwości.

Piętnastoletnia dziewczyna wiedzie typowo normalne życie, ma straszliwie dokuczliwe rodzeństwo, wnerwiających rodziców oraz przyjaciółki. Wszystko się zmienia, kiedy po przeprowadzce, gdy wszystko wydawało się przybierać na właściwie tory, jedzie na wakacje do dziadków. Tam też dostaję zaproszenie od dawnych znajomych, którzy podają jej LSD. Dziewczyna zainteresowana odczuciem po narkotyku sięga po więcej i więcej. Aż w końcu wszystko zaczyna wymykać się spod kontroli.
Książkę przeczytałam dzisiaj, postanowiłam od razu o niej napisać, mimo iż miałam co innego zrecenzować. Uznałam, że muszę się z wami podzielić tą powieścią, która wywarła na mnie... spore wrażenie, jeżeli można to tak nazwać. Zmusiła mnie w każdym razie do sporych reflekcji.


"Wychowano mnie w wierze mówiącej, że Bóg przebacza ludzkie grzechy, ale czy mogę sama sobie przebaczyć?"

Nie wiem, co mam powiedzieć o bohaterach. Jest to oparte na prawdziwej historii, więc wszystkie postacie wydają mi się w niej prawdziwe, realne. Każdy miał przypisaną pewną etykietkę przez Bezimienną dziewczynę. Większość postaci na pewno była w jakiś sposób oceniona przez bohaterkę, nie wiemy też czy oni rzeczywiście byli tacy źli lub tacy dobrzy.
Czytając wszystkich poznajemy, mamy podobne wrażenia co do niektórych osób, jednak wraz z pewnymi doświadczeniami postaci, stajemy się coraz mniej ufni co do ludzi w jej świecie. Wraz z nią, dowiadujemy się, jak ludzie potrafią być okrutni oraz nieludzcy.


„Nastolatki przeżywają mnóstwo rozterek. Dorośli traktują ich jak dzieci, choć spodziewają się po nich dojrzałych zachować. Wydają im rozkazy jak zwierzętom, a mimo to liczą na racjonalną, śmiałą, dojrzałą reakcję w pełno świadomej swoich praw osoby. Dorastanie jest trudnym okresem, czasem pełnym niepewności, przeżywanym najczęściej w osamotnieniu. Mam nadzieję, że najgorsze jest już za mną.”

Książka jest zapiskami piętnastolatki, więc język w niej nie jest jakiś bardzo opisowy. Pisze, jak każda dziewczynka w tym wieku, jednak wraz z kolejnymi wpisami, zauważamy pewne zmiany w jej stylu pisarskim. Podejrzewam, że zapewne coraz bardziej dojrzewała i bardziej umiejętniej przelewała swoje myśli na kartki Dzienniczka.
Każdy wpis zaczyna się od daty, niektóre z nich jej nie mają, wstawiony jest znak zapytania. Z przypowieści tłumacza dowiadujemy się, że te nie zostały zapisane, gdyż są to wyrywki kartek, serwetek i tym podobnym.


„Dobrze, że krwawiące ludzkie serce to tylko metafora, bo inaczej nasza planeta ociekałaby czerwienią.”

Podsumowując: Powieść zmusza do reflekcji, gdyż jest to tego typu książka, podobnie jak Charlie czy My dzieci z dworca zoo. Po przeczytaniu jej musiałam chwilę pomyśleć nad tym wszystkim, musiałam się zastanowić, jak to w jednej chwili cały nasz dotychczasowy świat może legnąć w gruzach. Jak za pomocą jednej głupiej decyzji można zmienić swoją przyszłość. Jak twoja przeszłość może wpłynąć na twoją przyszłość. Jak przeszłość dopadnie cię i nie pozwoli zapomnieć o sobie. Myślę, że Sparks dobrze zrobiła wydając tę książkę, myślę, iż dojdzie ona do czytelników i ostrzeże ich przed niebezpieczeństwem, jakie czyhają w tym świecie.
Książka według niektórych zachęca młodzież do takiego postępowania (z tego co czytałam), moim zdaniem jest wręcz przeciwnie. Czytając to czułam się okropnie, jak później i Bezimienna bohaterka. Okropnie w tym sensie, że nigdy w życiu nie chciałabym się znaleźć na jej miejscu.
Warto przeczytać, aby choć przez chwilę pomyśleć, że takie rzeczy, jak opisane w tej książce, dzieją się naprawdę.
Ciekawostka: Mimo iż w tytule jest Alice, nie oznacza to, że dziewczyna naprawdę miała tak na imię. Nazwano ją tak, gdyż często porównywała siebie do Alicji w krainie czarów.







Alice - może być każdy.
Alice - może być ktoś, kogo znam.
Alice jest narkomanką


niedziela, 14 grudnia 2014

Piąta fala


W tej recenzji chciałabym wam przedstawić książkę autorstwa Ricka Yancey'a Piątą fale. Tłumaczeniem zajął się Marcin Wróbel. Została ona wydana przez Penguin Group w maju 2013 roku, w Polsce zaś książka pojawiła się niewiele później, bo w sierpniu tego samego roku, dzięki Wydawnictwu Otwarte. Powieść według wydawnictwa była tak genialna, że wydali ją od razu, a zaraz potem wytwórnia filmowa wykupiła prawa autorskie do nakręcenia filmu (taka ciekawostka, co nieco o tym gdzieś czytałam, nie ważne...). Film zaplanowano na rok 2016, a w role główne mają się wcielić: Chloe Grace Moretz, Nick Robinson, Zackary Arthur, Alex Roe.

Czy cywilizacja ludzka jest tak rozwinięta, że jeżeli najechaliby nas kosmici to dalibyśmy im radę? Czy my, jako ludzie jesteśmy dość inteligentni, aby wygrać z tysiąckrotnie inteligentniejszymi od nas istotami?
Odpowiedź brzmi: Nie.
Wystarczyły cztery fale kosmicznej inwazji, by z siedmiu miliardów zostało naprawdę niewiele. Wszyscy rozrzuceni w różnych stronach, walczą o przetrwanie, ukrywając się w obozach, w lasach z dala od ludzi. Walcząc i strzelając z broni. Każdy z bohaterów powieści stara się tylko o jedno - o przetrwanie. Każdy z nich chce zrozumieć, co się stało, dlaczego oraz czemu kosmici chcą wymordować cały gatunek ludzki.
Czy jesteście gotowi, aby wraz z postaciami przeżyć inwazję oraz dowiedzieć się czego oczekują od nas obcy? Jeśli tak, to szukajcie tej książki, ebooka, gdzie się da! Książka science-fiction o inwazji, najbardziej znienawidzonym przeze mnie gatunkiem, zdobyła moje serce.

"Gdyby istniało tylko dobro, ostatecznie nic nie byłoby dobrem."

Na początku poznajemy Cassie. Dziewczynę, z plecakiem, bronią ojca i misiem brata, która ukryta w lesie, czeka. Tyle, że sama nie wie na co. To ona nas wprowadza w przeszłość oraz to co jej się przytrafiło, jak obcy atakowali ziemię, jakie miała marzenia, kogo kochała, o kim myślała. Rick jednak nie skupia się na jednej postaci, zaraz potem kończymy jedną część i zaczynamy drugą, gdzie poznajemy kolejnego bohatera, w zupełnie innym położeniu. Każdy z nich ma swoje teorie, przemyślenia na temat tego co się stało.
W ten sposób, jakby widzimy prawie wszystkie prawdy: jej, jego i ich. Nie widzimy jednak tej p r a w d z i w e j.

"Byliśmy ludźmi. A ludzie myślą. Planują. Najpierw marzą, a potem zmieniają swoje marzenia w rzeczywistość."

Oprócz fabuły, najbardziej mi się podobała ta "ukryta" prawda, która nie ujawnia się na końcu powieści. Właściwie przez tą kilkuosobową narracje trudno określić, kto jest jaki, kto jest dobry, a kto zły. Kto jest przyjacielem, a kto nie. To jest jak zagadka, którą trzeba rozwiązać, ale brakuje wiele wskazówek. Brakuje odpowiedniego puzzla, aby ułożyć całą układankę.
Książka w wspaniały sposób pokazuje, jak ludzie są mało zorganizowani, aby dać radę sobie z inwazją kosmitów. Pokazuje, że kiedy pojawi się nad nami statek to władze nie będą mieć zielonego pojęcia co uczynić, a potem będzie już za późno na cokolwiek. Przeżyją tylko najtwardsi, najodważniejsi i najsprytniejsi.


"Zanim cię znalazłem, sądziłem, że jedynym sposobem na przetrwanie jest znalezienie czegoś, dla czego warto żyć. To nieprawda. Żeby przetrwać, trzeba znaleźć coś, dla czego warto umrzeć."

Podsumowując: pomimo iż powieść nie jest z mojego ulubionego gatunku to jest na wysokiej pozycji w mojej własnej liście "Top książki". W przerażający sposób Rick pokazuje nam, że tak naprawdę nigdy nie będziemy w stanie pokonać drugiego życia w kosmosie. Kto wie, może już teraz rozpoczęła się inwazja, a my nieświadomi tego nic nie wiemy?
Powieść przez całe pięćset stron nie nudzi, wręcz przeciwnie, nie można się od niej oderwać. Akcja wciąga nawet w najzwyczajniejszych momentach, gdy nic ważnego się nie dzieję. Czujemy, iż musimy być czujni, gdyż za rogiem możemy trafić na kosmitę.
Moim zdaniem jest to książka, którą warto przeczytać lub przynajmniej umieścić na liście "książek, które chcę przeczytać". Z całą pewnością wybiorę się też na ekranizację w roku 2016.



Pierwsza fala przyniosła ciemność.
Druga odcięła drogę ucieczki.
Trzecia zabiła nadzieję.
Po czwartej wiedz jedno: NIE UFAJ NIKOMU.


sobota, 13 grudnia 2014

Wezwanie


W kolejnej recenzji chcę wam przedstawić Wezwanie Kelley Armstrong, która została wydana przez HarperTeen w czerwcu 2008 roku. W Polsce powieść pojawiła się dzięki Zysk i S-ka Wydawnictwo
w czerwcu 2010 roku.Tłumaczeniem książki zajął się Jerzy Łoziński.

Główna bohaterka - Chloe Saunders, żyje swoim normalnym życiem. Ma swojego zapracowanego tatę, który nie zawsze ma dla niej czas, markowe ciuchy, o których marzy każda z jej rówieśniczek, chodzi do szkoły, gdzie może spełnić się jako pisarka scenariuszy do filmu. Ma "wszystko", jednak to "wszystko" zaczyna się sypać odkąd jadąc do szkoły widzi wybiegającego chłopaka na jezdnię, którego tylko ona może zobaczyć. Dostaje swój pierwszy okres, a następnie goni ją okropny duch. Przez co trafia do domu z trudną młodzieżą - Lyle House, gdzie zajmują się takimi przypadkami jak jej. Jednak mimo iż wszyscy z personelu zapewniają, że wszystko jest w porządku, to ona im nie wierzy. Nie wierzy, że ma schizofrenię. Nie wierzy, że to tylko dom z trudną młodzieży. Jej podejrzenia się sprawdzają, kiedy jej współlokatorka zaczyna w nią rzucać przedmiotami, a na drugi dzień znika.
Czym tak naprawdę jest Lyle House? Jaką tajemnica kryje się za uśmiechami pielęgniarek i lekarzy? Na co tak naprawdę chorują pacjenci?
Ach tyle pytań, a zero odpowiedzi, co? Książka z typu "przeczytaj mnie, a następnie się zdenerwuj, bo nie wyjaśniam się w pierwszym tomie trylogii", czyli ten typ co uwielbiam najbardziej. Powieść jest naprawdę wciągająca, akcja jest dość dynamiczna, szybka, bardzo rzadko pojawiały się w niej tzw. zwalniacze akcji. Od pierwszego zdania coś się dzieje, że nie potrafimy się oderwać. Na dodatek, aby wzbudzić uwagę czytelnika autorka przenosi nas w tajemniczą przeszłość, dwanaście lat wcześniej, kiedy obserwujemy dziwne wspomnienie bohaterki.

"Problemem jest nie to, czy możesz uciec, ale to, czy będziesz chciał."

Narratorkę poznajemy jako głupiutką, delikatną i pannę w opałach, jak to często porównywali ją wszystkie otaczające ją postacie. Jednak w przeciwieństwie do większości bogatych nastolatek ona potrafiła dostrzec prawdziwe wartości życia oraz nie była rozwydrzona (no w porządku, na początku trochę była).
Co do innych bohaterów, to poznajemy Liz, współlokatorkę Chloe, zwariowaną dziewczynę, która bezinteresownie niesie pomoc innym. Simona przystojnego pół Koreańczyka, który czaruje każdą uśmiechem. Jego brata Dereka, który jest przeciwieństwem swojego towarzysza, jak też Chloe zauważa - uwielbia się na niej wyżywać oraz na nią krzyczeć o byle co. Z głównych postaci można wymienić jeszcze Roe, jej towarzyszkę w odkrywaniu "prawdy", i Tori, dziewczyny, która przy pierwszej lepszej okazji zrobi jej przykrość. Jak widać wszystkie postacie są różnorodne, przez co ciekawe.

"- Osoby w waszym wieku są zwykle bardzo ciekawe, czyż nie?
- T-tttak. Więc zaczęliśmy się tam rozglądać...
- Na pewno się rozglądaliście.
Ton głosy pani Talbot wyraźnie sugerował, co jej zdaniem tam robiliśmy."

Jak wcześniej wspomniałam fabuła zaczyna się z wielkim rozpędem i kiedy myślimy, że to jest szybko tempo, to wtedy nadciąga końcówka, która jest okropnie dynamiczna. Jednak nie bójcie się, Kelley nic nie przyśpiesza, wszystko dzieje się tak jak powinno, jednak z tą różnicą, że nie potrafimy się oderwać, bo d u ż o się dzieje.
Co mi się najbardziej podobało? To, że autorka w prosty sposób wprowadza nas w świat fantastyki jaką wybrała. Wszystko opisuje tak, iż z łatwością możemy to sobie wyobrazić - czasem aż za dobrze. Mimo to autorka nie opiera się tylko na opisach. Jej głównym środkiem jest ta tajemnica ośrodka, którą stara nam się przekazać tak, by nie zdradzić najlepszego.

"Kiedy odwrócił się do lustra, zobaczył moje odbicie i lekko krzyknął zaskoczony [...].
- Czyś ty zwariowała? - syknął. - Co tutaj robisz? - Przeszłam obok niego i przekręciłam zasłonę - Jeśli chcesz omówić plan, to nie jest najlepsze miejsce. 
Powiódł za mną wzrokiem, kiedy podeszłam do prysznica i odkręciłam zimną wodę, tak żeby nie było słychać naszej rozmowy [...].
- Super - mruknął. - Teraz będą pewni, że razem się kąpiemy. Może powiemy im, że musieliśmy się obmyć z piachu, którego pełno na pawlaczu, a chcieliśmy oszczędzać wodę."

Podsumowując: Powieść pod względem fabuły, różnorodności bohaterów oraz opisów jest wspaniała, jednak to nie jest moja ulubiona część z trylogii Najmroczniejsze Moce. Prawdopodobnie dlatego, że to jest wstęp - a wstępy, moim zdaniem, zawsze są lekko nudnawe i podobne do innych, po prostu trzeba przez nie przejść. Mimo to musiałam sięgnąć po kontynuację, kiedy dotarłam do zakończenia książki, a kończy się naprawdę nie fajne (typowe "ciąg dalszy nastąpi").
Myślę, że ta powieść wyróżnia się na tle innych książek fantastycznych, w których głównej mierze królują wampiry z wilkołakami. To jest książka, która chyba, w moim odczuciu, wchodzi głębiej w ten gatunek - co jest kolejną zaletą!
Czego żałuję? Że książka nie jest na tyle popularna, aby powstała ekranizacja, bo naprawdę wyszedłby z tego wspaniały film, po za tym ciekawi mnie jakby to wszystko zrobili.





sobota, 6 grudnia 2014

Papierowe miasta


Papierowe miasta to książka Johna Greena, która podobnie, jak Gwiazd naszych wina, zwiera w sobie mnóstwo przemyśleń i kolejnych metafor. Autor opublikował ją w październiku 2008 roku przez wydawnictwo Dutton Books. W Polsce zaś zajęło się tym Bukowy Las w czerwcu 2013 roku. Tłumaczeniem zajęła się Renata Biniek.
Ekranizacja jest zaplanowana na czerwiec 2015, a w role główne wcielą się: Nat Wolff, Cara Delevingne, Austin Abrams i Justice Smith.

Quentin Jacobsen, znany też wśród przyjaciół jako Q, żyje spokojnie swoim życiem Uczy się w liceum, aby dostać się do dobrej uczelni, jest szczery ze swoimi rodzicami i co dzień przychodzi kilkanaście minut wcześniej do szkoły, by spotkać się z przyjaciółmi. Podobnie, jak normalny chłopak, zakochuje się w nieosiągalnej przez siebie dziewczynie. Ona - Margo, jego sąsiadka, szalona, żadną przygód, buntowniczka i popularna. Brzmi dość typowo, prawda?
Jednak to ona, niczym tajny ninja wchodzi do jego pokoju i prosi go o jedną przysługę. Prosi, aby wziął udział w jednej z jej misji, która ma na celu ośmieszyć wszystkich tych, którzy ją skrzywdzili. Zauroczony Q, oczywiście się zgadza - przy okazji marudząc Margo, że to jest niebezpieczne. Dzień po niesamowitej przygodzie, jaką przeżywają, Q dowiaduje się, że jego obiekt westchnień znika. Po krótkim czasie odkrywa, że dziewczyna zostawia mu wskazówki, gdzie może ją znaleźć.
Powiem wam, że ja czytając nie wiedziałam czego się spodziewać, gdyż po raz pierwszy w życiu nie czytałam opisu. Włączyłam ebooka na telefonie i czytałam, w drodzę do szkoły, na przerwach i na lekcjach, póki mobilne urządzenie nie padło (oraz, jak to nokie lumie mają w zwyczaju, powiedzieć "Do widzenia"). Nie potrafiłam się oderwać od tej powieści, jednak musiałam się hamować, gdyż to tak niegrzecznie w towarzystwie siedzieć na komórce.

"Nic nigdy nie zdarza się tak jak to sobie wyobrażamy"

W tej historii, oprócz samej fabuły, najwspanialsi są bohaterowie. Są zabawni, mają swoje wstydliwe sekrety, mają różne przemyślenia oraz są szczerzy. Moim zdaniem - bardzo prawdziwi. O wiele lepsi niż w Gwiazd naszych wina. Johnowi o wiele lepiej idzie pisanie książek oczami płci męskiej niż kobiecej, o wiele lepiej oddaje w powieści to "coś". Q jest lepszym bohaterem niż Hazel Grace.
Do jakich postaci się przywiązałam? Do oczywiście, często zwanej przeze mnie, "Świętej trójcy" - Q, Bena i Radara. Każdy z innym poczuciem humoru, z innymi odzywkami, marzeniam i ambicjami. Tak różni, a jednak tworzą tak zgraną ekipę przyjaciół, która będzie się wspierać w najbardziej trudnych momentach.

"Czasami on jest taki pomylony, że okazuje się wręcz genialny"

Metafory, jedna najbardziej mi się podobała, odnosząca się do tytułu. Bardzo skłoniła mnie do reflekcji i do pewnych przemyśleń nad życiem.
Co mogę jeszcze powiedzieć... Styl pisania jest przyjemny, z opisami, jak lubię. Nic dodać nic ująć. Fabuła, porywająca i wspaniała.
Okładka, moim skromnym zdaniem, wcale nie oddaje tego, co jest zapisane w środku. Wręcz przeciwnie - zniechęca. Jednak jedynie po takiej szacie graficznej można rozpoznać w Polsce, że to książka autorstwa Greena.

"PÓJDZIESZ DO PAPIEROWYCH MIAST I NIGDY JUŻ NIE POWRÓCISZ"

Podsumowując: powieść bardzo mi się podobała, spędziłam przy niej wspaniały czas siedząc w autobusie (i czasem o mało nie wysiadając na swoim przystanku) czy na okropnie nudnej lekcji. Zawiera ona w sobie wszystko, co mi się podobało. Począwszy od niesamowitej fabuły po kilka śmiesznych zwrotów bohaterów. Jest zdecydowanie lepsza niż Gwiazd naszych wina.
Jedyne co, moim zdaniem, było ogromnym minusem, po którym nie mogłam się pozbierać, to zakończenie. John tak okrutnie zakończył, że nie wiadomo co dalej, tzn. można się tego domyślić, jednak zostaje pewna pustka. Czego wręcz nie cierpię.
Mam też jedną obawę, co do niektórych, a właściwie jednej konkretnej, aktorów. Boję się, że wspaniała powieść może zostać źle zekranizowana.



piątek, 5 grudnia 2014

Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna


W tejże recenzji chcę wam przedstawić, jedną z książek, która od pierwszych stron sprawiła, że poczułam do niej pewnego rodzaju przywiązanie. Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna to pierwszy tom historii, którą opisuje Rick Riordan. Tłumaczeniem zajęła się Agnieszka Fulińska. Za granicą ukazała się, dzięki Miramax
Books i Puffin Books w roku 2005. W Polsce zaś tłumaczeniem zajęło się wydawnictwo Galeria Książki w czerwcu 2009. Film również doczekał się swojej ekranizacji w lutym 2010 roku. W główne role wcielili się: Logan Larman, Alexandra Daddario i Brandon T. Jackson.

Percy Jackson to tytułowy bohater serii, który żyje jako zwykły nastolatek - dobra może nie taki zwykły. Chłopak ma stwierdzone ADHD, kiepsko radzi sobie w szkole, ma dyslekcje, dysortografie i wszystkie inne dys, jakie istnieją... Przez swoje zachowanie, co roku zmienia placówki szkolne z internatem, na które jego mama wydaję fortunę. Percy oczywiście jest jej wdzięczny za wszystko i obiecuje jej, że tego roku nic złego się nie wydarzy. Pomylił się...
Na wycieczce znienawidzona nauczycielka matematyki prosi go na słówko, wtedy też zmienia się w dziwne latające stworzenie, które ma zamiar go zabić. Cudem uratowany zostaje przez długopis zmieniający się w miecz, a to wszystko to dopiero początek, gdyż zaraz potem dowiaduje się, że jest synem jednego z bogów greckich - jest półbogiem. Co gorsza Zeus oskarża go o porwanie jego pioruna. Jak Percy udowodni, że jest niewinny?
To jest pytanie! Mitologia grecka wymieszana z fantastyką, dobrym humorem i XXI w. Czyli powieść na każdą porę dnia, dla nieco młodszych czytelników i starszych. Rick w wspaniały sposób przedstawia świat oczami jedynastko-dwunastolatka, przestrzeganie przez niego różnych spraw. Najbardziej jednak podoba mi się sposób w jaki pokazuje nam mitologię, opowiada wszystkie mity, opisuje bogów i w inny sposób niż robią to w szkole. Każdej postacie daję charakter, pokazuje, że nawet bogowie nie są perfekcyjni.

" - Czy zwierzętom nic się nie stanie? - spytałem Grovera. - Wiesz, pustynia i w ogóle...
- Nie martw się. - odrzekł. - Nałożyłem na nie opiekę satyra.
- Czyli?
- Czyli, że dotrą bez przeszkód w dzikie okolice - wyjaśnił - Znajdą wodę, pożywienie, cień czy co tam będą potrzebowały, dopóki nie będą bezpieczne.
- Czemu nie możesz nałożyć takiego zaklęcia na nas? - spytałem.
- Bo działa wyłącznie na dzikie zwierzęta.
- Więc, tylko na Percy'ego by działało - dokończyła Annabeth.
- Ej! - zaprotestowałem."

Oprócz syna Posejdona, poznajemy innych herosów, między innymi: Annabeth - córkę Ateny, Grovera - półkozła półczłowieka (satyr), którzy towarzyszą bohaterowi w jego przygodach, jednocześnie wprowadzając go w nowy świat. Każdy z postaci pojawiających się w tej książce ma jedną z przypisanych mu cechy od swojego rodzica, jednak nadal zachowują się, jak ciekawskie dzieciaki. Dogryzają sobie, wspierają. Wydają się prawdziwy, więc uważam to za jeden z wielu atutów tej historii.
Najbardziej spodobała mi się postać Annabeth, dziewczyny mądrej, walecznej oraz z ciętym językiem, która wykorzysta każdą okazję, aby dociąć Percy'emu. Przy okazji, czy tylko ja uważam, że oni razem są słodcy?

" Spojrzała na mnie z powątpiewaniem i uświadomiłem sobie, że to była moja wina. To ja sprawiłem, że woda trysnęła ze wszystkich urządzeń łazienkowych. Nie rozumiałem, jak to się stało, ale kanalizacja jakoś na mnie zareagowała. Może powinienem zostać hydraulikiem."

Styl pisania autora jest lekki i przyjemny, szybko się czyta. Jeśli ktoś się boi, że jest przesadzono z opisami, to niech czuje się zbawiony. Opisów jest mało, a nawet jeżeli się jakikolwiek pojawi, to jest napisany tak prostym językiem, że wcale się ich nie zauważa. Podejrzewam, iż to zapewne ze wzgląd na nieco młodszych czytelników.
Mi niestety bardzo brakowało opisów. Lubię je czytać, lubię kiedy są jakieś rozbudowane i mogę bardziej się wczuć w otoczenie, jednak nie kiedy są tak bardzo wymyślnie. Ważne, aby były. To jest chyba jedyny, naprawdę malutki minus.

"Ludzie widzą to, co chcą widzieć."

Podsumowując: jest to książka ze wspaniałym pomysłem, w świetny sposób przedstawiająca mitologię grecką, nie jest nudna, ma wspaniałych bohaterów i mało opisów. To jest jedna z tych powieści, do których na pewno będę wracać oraz zapamiętam ją na długo. Historia jest wspaniała, nie ociąga się, nie jest przyśpieszona. Powolutku śladem mapki poznajemy miejsca Ameryki, w których znajdują się istoty z dawnych wierzeń, wraz z Percy'm poznajemy je na nowo.
Książko może i jest banalna, ale zawiera w sobie jakąś magię, która sprawia, że jest wyjątkowa. Może to fantastyka oraz wyobraźnia autora, może to bogowie olimpijscy w XXI w., może humor, jak i powaga w niektórych momentach? Nie mam zielonego pojęcia!
Jeśli chodzi o ekranizację, to jej wam nie polecam. Nie ma tam tej magii, co w książce, tego ah!






niedziela, 23 listopada 2014

Zostań, jeśli kochasz


W tym poście pragnę wam zaprezentować jedną z moich ulubionych książek. Jest to Zostań, jeśli kochasz lub jak większość fanów, w tym ja, woli Jeśli zostanę (ang. tytuł: If i stay). Powieść napisała Gayle Forman w roku 2009, które wydało wydawnictwo Dutton Penguin. Zaś w Polsce zajęło się tym Wydawnictwo Nasza Księgarnia w roku 2010 z tytułem Jeśli zostanę, natomiast z drugą, Zostań, jeśli kochasz, we wrześniu 2014 przez to samo wydawnictwo. Tłumaczeniem zajęła się Hanna Pasierska.
Książka również w tym roku doczekała się ekranizacji, w główne role wcielili się Chloe Grace Moretz, Jamie Blackley i Liana Liberato.

Mia, główna bohaterka książki, jak i narratorka powieści, pewnego zimowego poranka je z rodziną wspólne śniadanie, kiedy w radiu ogłaszają zamknięcie szkół z powodu ogromnej ilości śniegu na droga - a wiadomo, jak to w Ameryce wszystko wygląda. Rodzice dziewczyny proponują owy plan na ich dzień, odwiedzenie znajomych, dziadków i tak dalej. Kiedy wyruszają samochodem, a w radiu leci sonata Beethovena, o którą cudem zawalczyła Mia, zdarza się okropny wypadek, który przewraca cały jej świat do góry nogami.
Siedemnastolatka wstaje z zaspy śnieżnej i idzie na poszukiwania rodziców oraz małego braciszka. Widzi wrak ich rodzinnego autka wraz z czymś, czego w ogóle się nie spodziewała - swoim zmasakrowanym ciałem. Wraz z ratownikami, jako duch udaję się do szpitala, gdzie dowiaduje się, że znajduję się w stanie śpiączki, a jej rodzice zginęli na miejscu. W tym właśnie momencie Mia musi zadecydować. Zostać czy odejść?
Na tym w głównej mierze opiera się cała książka. Poznajemy wypadek i stajemy się obserwatorami wraz z Mią, która ma przed sobą trudny wybór. Życie lub śmierć. Jako niby zjawa patrzy na akcję toczącą się w szpitalu, widzi swoich bliskich, dziadków, znajomych i przyjaciół rodziny oraz swojego chłopaka - Adama. Przygląda się ich rozpaczy, próby pocieszenie nawzajem. Zaś ona sama w pamięci wspomina wspaniałe chwilę spędzone z nimi oraz martwymi już rodzicami. W ten też sposób dowiadujemy się w jaki sposób znaleźliśmy się w tym miejscu.

"Uświadamiam sobie nagle, że umieranie jest proste. To życie jest trudne."

Dzięki retrospekcji poznajemy resztę bohaterów. Brata Mii Tediego, jej przyjaciółkę Kim, chłopaka Adama, rodziców, dziadków, najbliższych znajomych. Dowiadujemy się dużo o ich przeszłości oraz planach na przyszłość. O ich marzeniach, lękach, chwilach słabości i zainteresowaniach. Poznajemy dziewczynkę, która się urodziła w domu, gdzie każdy preferuje się muzykę rocka, a ona jako jedyna woli muzykę klasyczną. Opowiada nam o swojej miłości do wiolonczeli, którą nazwała ogromnym człowiekiem w dzieciństwie, o jej przygodach na obozach dla uzdolnionych muzycznie oraz próbie dostania się do wymarzonej szkoły.
Postacie są przerażająco prawdziwe. Mają swoje wady oraz zalety, potrafią się obrazić o drobną błohostkę i czują się odrzuceni, kiedy ktoś im odmawia. Dowiadujemy się o buntach, kłótniach, przyjaźniach, nie tylko wśród młodzieży, ale i dorosłych bohaterów.

"Po prostu myślę,że z pogrzebami jest podobnie jak z samą śmiercią. Można mieć własne życzenia, własne plany, ale ostatecznie nie masz na nic wpływu."

Pomysł na książkę jest naprawdę niesamowity. Autorka nie przesadza z opisami, a styl pisania jest lekki, dzięki czemu nie można oderwać się od powieści. Według mnie wszystko co powinno, jest w niej zawarte, każde emocje, wydarzenia i tak dalej. Przez co naprawdę można się wczuć, wzruszyć, a nawet uronić kilka (lub cały wodospad - jak w moim przypadku) łez.
Powieść świetnie pokazuje, jak ważne jest życie oraz osoby, które nam w nim towarzyszą. Skupia nas do myślenia nad tym, jak my byśmy postąpili, gdyby nas to spotkało. Na dodatek przywiązanie się do postaci sprawia, że odczuwamy ogromną stratę wraz z bohaterką.

"Czasem człowiek dokonuje w życiu wyboru, a czasem to wybór stwarza człowieka."

Podsumowując, jest to niesamowita historia, która na pewno zapadnie w naszej pamięci. Przyprawi nas o reflekcje na temat naszego życia, a przy okazji spędzimy wspaniale czas siedząc i czekając na werdykt - decyzję Mii. Nie mogę nic złego o niej powiedzieć, choć uważam, że mogłoby się znaleźć więcej opisów, lecz mimo tego i tak jest wspaniale. Więc jeśli jeszcze się wahasz przed przeczytaniem, zakupem, to z całego serca mogę ci powiedzieć, że się nie zawiedziesz.
Jeśli jesteś uczuciowy to przygotuj chusteczki i podczas czytania książki i podczas oglądania filmu, bo czeka cię ogromna fala uczuć.





środa, 12 listopada 2014

Trochę większy poniedziałek


Pragnę wam zaprezentować wspaniałą książkę dobrze znanej polskiej autorki - Katarzyny Grocholi. Książka pod tytułem Trochę większy poniedziałek została opublikowana w czerwcu 2013 roku przez
Wydawnictwo Literackie.

Powieść ta jest zbiorem felietonów autorki z lat 2000-2007. Kasia jest to kobieta o "wieku, którym się nie mówi" i z wagą, którą niechętnie zdradzi. Jest matką mieszkająca z córką na wsi, właścicielką kilku rozrabiających zwierzątek, partnerką Pana od Węgorza. Kasia jest tym typem dziewczyny, która cały czas jest nieporadna, ale okropnie sympatyczna i miła. Tą, która wplątuje się w dziwne historie oraz potrafi znaleźć mądrość życiową jadąc kolejką do domu.
Jak już wcześniej wspomniałam są to felietony, które Grochola pisała dawniej dla gazety, zostały one zebrane w jedną książkę - w ten sposób powstał Trochę większy poniedziałek. Anegdotki krótkie i nieco dłuższe, teksty mniej i bardziej znane. Idealne do przeczytania w czasie czekania na autobus, czy by po prostu poprawić sobie humor w czasie jesiennej depresji. Opowiastki na każdy dzień tygodnia, na każdy miesiąc w roku, nie tylko na poniedziałki!

"Myślę także o tym, jak trudno jest zauważyć cudzy ból i cudzą rozpacz, jeśli się człowiek zasklepi w swoim bólu i swojej rozpaczy. Myślę o tym, jak łatwo jest nie widzieć cudzych łez."

Po książkę sięgnęłam, jakby to powiedzieć, nie zamierzenie. Nie miałam zamiaru jej czytać. Jednak moja mama wypożyczyła, stwierdziła, że tę już czytała i powiedziała, że jeśli się nudzę to muszę koniecznie przeczytać. Czego oczywiście nie żałuję. Jest to powieść, a właściwie historyjki, które mają swój urok. Każda zaczyna się przypomnieniem autorki co się stało w tym tygodniu, lub kilka lat temu, opowiada ona o przygodzie, która rozśmieszy do łez, a na końcu zakończy się jakąś myślą. Katarzyna, moim zdaniem, wspaniale operuje słowami, dobiera je idealnie do danej sytuacji, przez co bardziej wczuwamy się w los bohaterów uczestniczących w opowiastkach.

„Tam, gdzieś na świecie, na pewno jest lepiej, cieplej, bezpieczniej. Może są większe możliwości, może bardziej cię szanują, można znajdziesz pracę i jeszcze wystarczy ci na życie i na mieszkanie i na samochód. Może twoje rodzinie tutaj będzie lepiej, bo jej pomożesz, Ale przecież tęsknota będzie zawsze wpisana w twoje życie. Bo każdy wybór eliminuje coś, czego nie wybrałaś. I może cie to trzymać do końca życia w okowach takiego „co by było gdyby”. Niech cię to nie truje. Powodzenia, gdziekolwiek jesteś i cokolwiek robisz.

Z tego co widziałam na niektórych forach, czy blogach, komentarzach i tak dalej, jest to pomysł "odgrzewany". Znaczy się, opowieści zamieszczone w Trochę większy poniedziałek pojawiły się już w innych powieściach autorki, między innymi w Nigdy w życiu. Większości fanom nie spodobało się to, byli wręcz zawiedzeni, jednak dla osób takich jak ja, które pierwszy raz zetknęły się z jej twórczością jest to dobry początek. Ta książka zachęciła mnie do autorki i jej reszty dzieł.
Jednak myślę, że mimo iż niektóre historię już się pojawiły to w jakieś deszczowe dni przyda się książka, po którą się sięgnie i szybko znajdzie anegdotę, która nas interesuje. Muszę was, jednak ostrzec, że na jednej się nie skończy. Przeczytasz jedną, będziesz chciał przeczytać kolejną, aż w końcu dotrwasz do końca książki.

„Za pieniądze można mieć zegarek, ale nie czas.
Za pieniądze można mieć budynek, ale nie dom.
Za pieniądze można mieć seks, ale nie miłość.
Za pieniądze można mieć lekarstwa, ale nie zdrowie.
Za pieniądze można mieć posadę, ale nie poważnie.
Za pieniądze można mieć władzę, ale nie szacunek…”

Podsumowując jest to ciepła, pełna humoru powieść złożona z felietonów oraz historii, którzy fani autorki na pewno kojarzą. Jednak i to nie przeszkadza w czytaniu, gdzie można wiele wynieść mądrości z opowieści mówiących o naszym codziennym życiu. Przez chwile może załapiemy się na chwilkę reflekcji, a następnie wrócimy do czytania kolejnej opowiastki.
Nic złego nie mogę powiedzieć o tej książce. Nie mam porównania do innych powieści tejże autorki, jednak mimo wszystko twierdzę, że jak będę miała ochotę to nieraz wypożyczę z biblioteki ponownie Trochę większy poniedziałek, aby ponownie wejść w świat jaki przedstawia Katarzyna.





sobota, 8 listopada 2014

Wilk



Chcę wam zaprezentować recenzje książki, którą niedawno skończyłam czytać. Jest to Wilk Katarzyny Bereniki Miszczuk. To debiut autorki w świecie pisarstwa. Powieść tę napisała w wieku
piętnastu lat (!), a opublikowała trzy lata później. Wydało ją wydawnictwo Muza w roku 2006. Powieść została wznowiona przez Wydawnictwo W.A.B, w 2013.

Margo Cook jest zwyczajną piętnastolatką, wiedzie normalne i nudne życie. Jednak wszystko to się zmienia kiedy jej rodzice, przez zamianę miejsca pracy, postanawiają przeprowadzić się z Nowego Jorku do małego miasteczka Wolftown, które, jak sama nazwa wskazuje, jest otoczone wilkami. Już pierwszej nocy nawiedzają ją niepokojące sny, o które martwi się jej tata psycholog.
Wraz z pierwszym dniem szkoły, zaprzyjaźnia się z Ivette Reno, dziewczyną, która ma obsesję na punkcie koloru różowego. Oprowadza ona główną bohaterkę, przedstawiając jej wszystkie grupki w placówce szkolnej, między innymi sportowców, kujonów itd. Wśród jednej grupki, metalowców, przykuwa jej zainteresowanie chłopak, Max Stona, który jest nienaturalnie małomówny.
Jednak jak się okazuję Wolftown ma swoje tajemnice, jak i również jej mieszkańcy. Margo jest zamieszana we właśnie ten sekret miasteczka, a kiedy jej sny się spełnią, już nic nie będzie takie jak przedtem. Co skrywa małe miasteczko i za wszelką nie pozwoli, by wyszło to na światło dzienne?
Oto jest też pytanie, na które odpowiedzi wam nie podam, gdyż jaką wtedy mielibyście zabawę z czytania? Oczywiście żadną. Jednak mogę powiedzieć iż takiego zakończenia w ogóle się nie spodziewałam biorąc tę powieść do ręki czy już ją czytając.

"- Będę Titanikiem, który skruszy górę lodową - zaśmiałam się.
- Taak... - mruknęła Ivette cicho. - Tylko, że Titanic przy tym zatonął."

Pierwsze co niestety muszę skrytykować, a właściwie ponarzekać, u książki mojej ulubionej autorki, to styl pisarski. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w wieku piętnastu lat nie mogła pisać niczym Stephen King czy inni tego typu artyści, którzy są geniuszami w tym co robią. Jednak czasem, po prostu się śmiałam w poważnych momentach historii. Niektóre zdania się nie zmieniały, epitety się często powtarzały, aniżeli były takie same. Opisów praktycznie w ogóle nie widziałam, a jak się zdarzały, to strasznie skrócone i niestaranne. Jak to przeczytałam w jednej z czyjejś opinii na LubimyCzytać, pozwolę sobie zacytować: "niczym onetowska bloggerka".
To jest smutna prawda. Pomimo iż uwielbiam panią Miszczuk, to w tej kwestii zawiodła po całości. Jednak oczywiście usprawiedliwia ją fakt, że to jej pierwsza opublikowana praca oraz młody wiek. Mimo to naprawdę ciężko się to czytało, choć powinno być odwrotnie, gdyż wtedy nie musimy w ogóle wysilać naszych szarych komórek.

"- Naprawdę przypadkiem się potknęłaś? - I uśmiechnął się pod nosem.
- Naprawdę! - powiedziałam oburzona, a następnie rzuciłam złośliwie: - A ty ją przypadkiem złapałeś za stanik?
- Ty byłaś za daleko - mruknął i puścił do mnie oko"

Co do bohaterów, to również muszę wyrazić się niepochlebnie. Większość z nich miała... Jakby przypisaną tylko jedną cechę, na przykład: Ivette była dość pusta, Max skryty. Nie byli za bardzo rozwinięci, niemal, że potrafiłam przewidzieć jaki wykonają ruch w danej sprawie. Niektóre dialogi między nimi okazały się tak sztuczne i nie do zniesienia, nikt nie zwraca się z nas w ten sposób do drugiej osoby, to tylko można zauważyć u naprawdę małych dzieci. Tak, jak w ostatniej recenzji narzekałam na dialogi w Niezgodnej, tak tutaj również muszę.

"Te wszystkie miesiące naszej przyjaźni, sekretów, wzajemnych spotkań i przeżyć zupełnie przepadły."

Jednak najbardziej podobało mi się - co może się wydawać dziwne, gdyż dziś tylko narzekam i wytykam błędy - to sama fabuła. Może się wydawać trochę banalna, a nawet przypominać zbytnio Zmierzch, jednak jak się okazuję to zupełnie dwa różne światy. Końcówki w zupełności nie są takie same, czy choćby podobne. Podejrzewam iż Katarzyna chciała się wzorować, na wtedy, wspaniałej dla niej powieści.

 "-Musimy pomyśleć - stwierdził Aki i usiadł na krzesełku, udając, że nie widzi wzburzonego spojrzenia jakiejś staruszki, która też najwyraźniej miała ochotę tu usiąść.
- Ta dzisiejsza młodzież! - usłyszałam jej głośne prychnięcie, kiedy przechodziła obok mnie.
- Może byś wstał i puścił kogoś potrzebującego na to miejsce? - powiedziałam do Akiego.
- Mam nogę skręconą w kostce - powiedział i wysunął przed siebie nogę, tak, że każdy mógł się o nią potknąć."

Podsumowując, książka jest na deszczowe dni, kiedy nie ma się ochoty na oglądanie komedii romantycznych czy seriali. Usiąść, przeczytać i pośmiać się z toku myślenia głównej bohaterki, jednocześnie wciągając się w życie miasteczka jakie przedstawiła nam Miszczuk. Mimo iż na początku będzie nas irytować onetowski styl pisania, to z czasem do niego przywykniemy, tak samo z postaciami.
Jednak po skończeniu, będziemy zastanawiać się co dalej, co spotka Margo i jej przyjaciół. Wtedy też trzeba sięgnąć po Wilczycę.




czwartek, 6 listopada 2014

Niezgodna


Witajcie! W pierwszej kolejności chciałabym powiedzieć, że tę recenzje książki dedykuję mojej wspaniałej przyjaciółce, która jest jednocześnie moją towarzyszką z ławki, uwielbiam cię!


Dziś chciałabym wam przedstawić jedną z powieści, która zajmuje miejsce na półkach obok Igrzysk Śmierci. Niezgodna autorstwa Veroniki Roth, która została wydana przez amerykańskie wydawnictwo
Katherine Tegen Books we kwietniu 2011 roku. W Polsce pojawiło się dzięki Amber Wydawnictwo. Swoją premierę miała w marcu 2012 roku. Tłumaczeniem zajęli się Daniel Zych i Maciej Nowak-Kreyer. Film także doczekał się swojej premiery w 2014 roku, w role główne wcielili się Shailene Woodley i Thoe James.

W świecie przyszłości, każdy szesnastolatek staję przed testem, który ma stwierdzić do jakiej frakcji pasuję. Testy mają tylko nakierować nastolatka, tam gdzie, by czuł się najlepiej, jednak każdy ma możliwość własnej decyzji na ceremonii. Do wyboru jest tylko pięć opcji: Altruizm, Serdeczność, Nieustraszoność, Erudycja i Prawność oraz dwie niezbyt przyjemne możliwości: Bezfrakcyjność lub Niezgodność, gdzie przy tym drugim musisz zostać wyeliminowany.
Beatrice kończąc właśnie ten wiek, musi zdecydować, która z pięciu dróg podąży. Pomimo iż jej rodzice oczekują od niej wyboru swojej frakcji - Altruizmu. Ona, zaskakując tym również samą siebie, wybiera Nieustraszoność, gdzie wraz z innymi nowicjuszami musi przetrwać szkolenie. Stawka jest wysoka, albo dane ci będzie mieszkać z ludźmi odważnymi, albo staniesz się bezfrakcyjnym. Jednak to nie jest jedyny problem Tris, bowiem skrywa ona ogromną tajemnice, która ciąży jej na sercu, a nikomu nie może się z niej zwierzyć, bo wie, że jeżeli ktokolwiek ją odkryje, będzie w ogromnym niebezpieczeństwie.
Więc jaką też tajemnice skrywa główna bohaterka? Oczywiście tego wam nie zdradzę, nie chcę wam psuć zabawy z jej odkrywania, jednak podejrzewam iż większość się domyśliła o co chodzi. Choćby po samym opisie lub tytule.

 "Ludzki rozum może usprawiedliwić każde zło; dlatego jest takie ważne, że nie polegamy na nim."

Jeśli chodzi o postacie w książce to mogę powiedzieć, że niektórych pokochałam od pierwszych chwil, a drugich znienawidziłam. Do postaci, którą zaczęłam uwielbiać po kilku stronach to Christina, pochodzi ona z Prawności i podobnie jak Tris przenosi się do Nieustraszoności. Czasem bywała irytująca, gdyż, jak na jej frakcję przystało, mówiła cały czas prawdę, jednak moim zdaniem była najbardziej prawdziwą postacią z tej historii.
Jednak z przykrością muszę stwierdzić iż niezbyt polubiłam Beatrice, nie mogłam jej po prostu znieść. Przez cały czas, albo udawała bezradną dziewczynkę, albo kobietę, która walczy na pięści. Tak naprawdę nie wiem, czy ona była odważna, czy nie, bo cały czas jej to się zmieniało. Albo była damą w opałach, albo rycerzem na białym koniu.
Co do reszty bohaterów, to mogę stwierdzić jedno: czasem nie zachowywali się jak na swój wiek, tylko na dziewięcioletnie dziecko. Niektóre dialogi między nimi nie wydawały mi się realne dla szesnasto-, siedemnastolatków. Jak postacie miały ze sobą spór i rzucały w siebie wyzwiskami, to mi to trochę przypominało podstawówkę.

"Nie poddam się, niech ten ktoś, kto patrzy na mnie przez kamerę, widzi, że jestem odważna. Ale czasem to nie podjęcie walki świadczy o odwadze, ale stawienie czoła nieuchronnej śmierci."

Jest jedna rzecz, która najbardziej mi się podobała, ale tym samym nie podobała. Mianowicie fabuła. Uważam, że autorka miała wspaniały pomysł, naprawdę, jednak nie opisała to w jakiś bardzo wymyślny sposób. Czasem zamiast czytać z zapartym tchem i martwić się losem bohaterów, to czytałam na zasadzie "byle skończyć rozdział/książkę". Oczywiście nie mówię, że to jest nie wiadomo jaka tandeta, bo jeśli mam być szczera sama nie napisałabym lepiej takiej powieści.
Denerwowało mnie, jednak to iż nie było prawie nic o tej tytułowej Niezgodnej, coś o niej pojawiło się tylko na początku i na końcu książki. W całej powieści jest pokazane tylko życie we frakcji Nieustraszoności, niemal zapominamy o Niezgodności. Jednak nie możemy narzekać, bo autorka oprowadza nas po jednym świecie, porównując do niego drugi, w jakim się wychowała główna bohaterka. Tym samym dziewczynie jest przez to trudno, gdyż są to dwie odległe rzeczywistości.

"Czasem ból służy większemu dobru."

Także podsumowując: książka nie jest zła. Jest dobra. Autorka pokazuje nam swoje wyobrażenie naszej cywilizacji za te, załóżmy, setki lat. To jest coś zupełnie innego niż Igrzyska Śmierci czy Więzień labiryntu (dlatego nie kierujcie się tymi nagłówkami, o których mówiłam już, gdyż wszystkie te historie są bardzo różne). Jednak z tych trzech, ona zajmuje u mnie ostatnie miejsce. Czegoś mi brakowało. Nie spodziewałam się nie wiadomo czego, jednak nadal czuję niedosyt i pojawia się myśl, że mogłoby to być wszystko opisane troszeczkę lepiej.
Największym minusem są bohaterowie, ich zachowanie i język, który przypomina tych u dzieciaków w szkole podstawowej. To mnie naprawdę zniechęciło do tej książki, gdyż nienawidzę czytać powieści, gdzie ludzie nie potrafią się wyrażać tak, jak na ich wiek przystało. Jednak w kolejnych częściach widać, że autorka usunęła to lub po prostu nabrała wprawy, nie wiem jak to nazwać, przez co coraz mniej tego widać.
Historia jest wspaniała, nigdy bym na taką nie wpadła, jednak jak mówiłam za mało zostało niektórych kwestii poruszonych oraz zabrakło tego czegoś.
Także, jest to książka, którą przeczytam, ale więcej raczej do niej nie wrócę, chyba iż nabierze mnie ogromna ochota na to.



poniedziałek, 27 października 2014

Pan Mercedes



W dzisiejszej recenzji chcę wam zaprezentować najnowszą książkę Stephena King pt; Pan Mercedes. Jest to debiut (a tak przynajmniej pisze z tyłu okładki, a widziałam w internecie, że jednak nie jest, jednak mniejsza z tym) Króla Grozy w powieściach detektywistycznych, została wydana w czerwcu 2014 roku
przez Amerykańskie wydawnictwo Scribner. Zaś w Polsce przez Albatros tego samego miesiąca. Tłumaczeniem zajęła się Danuta Górska.

Powieść rozpoczyna się pewnego mroźnego poranka, kiedy tysiące bezrobotnych gromadzi się jak najwcześniej w kolejce przed City Center, aby zdobyć jakąkolwiek marną posadę. Stoją, śpią opatuleni w ciepłe kurtki. Kiedy niespodziewanie pojawia się mercedes, który z ogromną prędkością wjeżdża w tłum, a jego kierowca znika, rozpływa się w powietrzu nie zostawiając po sobie żadnych śladów.
Po kilku miesiącach samotny gliniarz, który przeszedł na emeryturę, siedzi w fotelu przed telewizorem oglądając to coraz głupsze show. Od czasu do czasu ma myśli samobójcze i dalej zastanawia się nad sprawą, którą kiedyś prowadził i nigdy nie zakończył. Sprawę Zabójcy z mercedesa. Kiedy pewnego dnia pojawia się list od kierowcy pojazdu, który grozi, że ofiar może być jeszcze więcej. Bill - bo tak nazywa się owy emerytowany detektyw - dostając powód do życia, zamierza powstrzymać szaleńca przed dokonaniem kolejnej tragedii.
W tym samym czasie poznajemy Brady'ego, Zabójcę z mercedesa, który pracuję na dwie zmiany i mieszka z matką alkoholiczką. Wysyłając list myśli tylko o tym, czy udało mu się popchnąć ex detektywa do samobójstwa. Chce wiedzieć, że to on skłonił go do takiego wyboru, a nie kto inny.
Zaraz po tym pragnię dokonać takiego morderstwa, że wszyscy go zapamiętają, który będzie o wiele gorszy od masakra pod City Center.
Zaczyna się toczyć walka o życie tysiąca osób, kto ją zwycięży?
To jest idealne pytanie! Przez wszystkie strony Stephen zaskakuje nas to coraz dziwniejszymi oraz okropniejszymi pomysłami i wymysłami mordercy. Najbardziej, jednak podoba mi się to, że poznajemy i, tak zwanego przez siebie samego, sprafcę i emerytowanego detektywa. Obserwujemy bieg wydarzeń z dwóch perspektyw. Jesteśmy o krok do przodu od gliniarza, ale o krok do tyłu od Pana Mercedesa. Wszystkie fakty poznajemy powolutku, kawałek po kawałku, jakbyśmy układali układankę.

 "To było niesprawiedliwe, ale takie jest życie: karnawał gówna z gównianymi nagrodami."

Każdy bohater w książce jest bardzo zróżnicowany, każdy inaczej się zachowuje i widać, że ma jakąś swoją historię. Nawet taka postać co pojawia się przez kilka sekund czy bardzo epizodycznie. O każdym dowiadujemy się z czyiś opowiastek.
Jednak najbardziej mieszane uczucia ma się co do zabójcy, bo zazwyczaj w powieściach kryminalnych czy detektywistycznych nie znamy nazwiska mordercy, czujemy do niego niechęć i od razu go skreślamy, nie lubimy. Lecz u Kinga go znamy, czytamy jego myśli oraz wiemy jak przebiega jego normalny dzień. To tak, jakbyś go znał i nie wiedział o jego drugim wcieleniu. Mimo iż ma makabryczne myśli, czarne poczucie humoru, to - przynajmniej ja - czujemy do niego żal, smutek. Są momenty kiedy go lubimy oraz nienawidzimy.
Ten sam problem dotyczy ex detektywa, czasem miałam ochotę walnąć go w twarz za jego irytujące zachowanie i głupotę.

"[...] 'Jeśli spoglądasz w otchłań', napisał Nietzsche 'otchłań również patrzy na ciebie'
Ja jestem otchłanią, staruszku. Ja."

W tej książce styl pisania autora przypadł mi do gustu, dobrze mi się go czytało, a tym bardziej przy tak kreatywnym pomyśle. Jedno zastrzeżenie, jednak mam - jak zazwyczaj do jakiejkolwiek powieści detektywistycznej czy kryminalnej - za mało tych zbrodni. Rozumiem, sprafcy nie chcą za bardzo ryzykować i w ogóle. Jednakże... czemu zawsze są one na początku i na końcu, a na samym zakończeniu nie są one jakieś okropnie wymyślne i epickie.

"-Dobra, załapałem. Powiem ci coś o ciotce Charlotte, okay? Gdyby zobaczyła zdjęcie Justina Biebera rozmawiającego z królową Elżbietą, powiedziałaby, że Bib ją bzyka. 'Widać, jak na siebie patrzą', tak by powiedziała."

Podsumowując, bo nic więcej nie mogę powiedzieć o tej powieści, jest to bardzo dobra powieść, co ja mówię, jest świetna! I pomyśleć, że to chyba debiut autora w tym gatunku!
Prawie wszystko mi się podobało, bohaterowie, akcja, Zabójca z mercedesa, pomysł, jednak mam swoje 'ale'. Moje 'ale' brzmi: za mało zbrodni w środku powieści. Gdyby pojawiła się jakaś jeszcze w rozwinięciu byłoby nieziemsko!
Więc sięgnijcie po nowe dzieło Stephena i pobawcie się ze sprawfcą oraz detektywem w kotka i myszkę!




środa, 22 października 2014

Więzień Labiryntu


Moją trzecią recenzje poświęcę książce, w której się zakochałam po zaledwie pierwszych stronach, jest to Więzień Labiryntu Jamesa Dashnera. Tłumaczeniem zajął się Łukasz Dunajski. Powieść wydano w Ameryce przez Dell Publishing w październiku 2009 roku. Zaś w Polsce przez Papierowy Księżyc w listopadzie 2011 roku. Jest to pierwszy tom rozpoczynającą trylogię Więźnia labiryntu.
Swoją ekranizację powieść doczekała się niedawno, bo 19 września 2014 roku. W rolach głównych wystąpili Dylan O'Brien, Kaya Scodelario, Will Poulter, Thomas Brodie-Sangster, Ki Hong Lee oraz Aml Ameen.

Thomas budzi się w windzie, nie ma zielonego pojęcia kim jest, kto jest jego rodzicami, skąd pochodzi i co właściwie tam robi, jednak jedyne co wie, to jego imię. Kiedy szyld windy się otwiera widzi innych chłopców w wieku od około jedynastu do osiemnastu lat. Wyciągają go i jego oczom ukazuję się Strefa - polana otoczona wysokim na kilkanaście metrów murem. Streferzy - bo tak nazywają się mieszkańcy więzienia - podobnie jak on, nie wiedzą w jakim celu zostali tutaj umieszczeni, jednak stworzyli swój własny system (co jest często porównywane do serii Gone, jednak ja widzę małe podobieństwo między nimi). Każdy ma swoje obowiązki i prace. Ich głównym celem jest znalezienie wyjścia z otaczającego ich zewsząd labiryntu. Wszystko zaczyna się jednak komplikować kiedy na drugi dzień od przybycie Thomasa pojawia się pierwsza w Strefie dziewczyna, która przynosi wiadomość zapisaną na kartce. Thomas czuję, że Teresa i on, są kluczem do rozwiązania zagadki i dręczącego mieszkańców problemu.
Umieszczenie gromadki nastoletnich chłopców w labiryncie może się wydawać oklepane i nudne - przyznam, sama tak myślałam. Jednak James wszystko tak rozmyślił, tyle zagadek tam umieścił, że ten cały labirynt jest jednym, wielkim skupowiskiem tajemnic. Milion pytań, zero odpowiedzi. Znajdziesz odpowiedź na jedno, pojawiają się dwa lub trzy kolejne, a najśmieszniejsze jest to, że w pierwszym tomie poznajemy zaledwie malutką cząstkę 'prawdy' zawartą w całej trylogii.
Pod tym względem książka jest wspaniała. Kolejną rzeczą, która mi się w niej podoba to świetne ukazanie człowieczeństwa. Złość, strach, niepewność, zdenerwowanie, smutek, rozpacz - to kilka cech ludzkich zawarte w tej historii. Bohaterowie są także obdarzeni głupotą i nierozwagą, jaką często widuję się u  chłopców w ich wieku, jednak wiadomo, że ze względu na sytuację są bardziej odpowiedzialni i zorganizowani.

 "- Jeżeli się nie boisz - powiedział Alby - to znaczy, że nie jesteś człowiekiem."

W przeciwieństwie do większości autorów James starał się nas zapoznać z kilkoma bohaterami od razu, jeżeli na to nie spojrzeć Thomas sam odkrywał kim jest, wraz z nim zaczynamy od nowa, od zera.
Postacie są różnorodne. Mamy zarozumiałych, ciekawskich, wścibskich, dobrych, rządzących się, troskliwych i tak dalej, chłopców. Thomasa można od razu przyporządkować do uparciuchów i ciekawskich, czasem aż to męczyło, co zaś dopiero postacie z  książki, jednak moim zdaniem to idealnie pokazało zachowanie naszej rasy, bo no cóż, spotykamy nie raz i nie dwa takich ludźmi.
Poznajemy tylko kilku głównych bohaterów, do których przywiązał się Thomas. Resztę kojarzył, lecz nie znał ich imion, przez co później uznał to za nonszalanckie zachowanie i ignorancję. Często sam siebie ganił.

"Odkąd się tu pojawił, w przeciągu tak krótkiego czasu, zdążył już doświadczyć całej gamy emocji. Strachu, samotności, rozpaczy, smutku, a nawet niewielkiej krztyny radości."

 Jedną z ogromnych zalet, jaką większość osób (jak widziałam) chwali, to ich slang. Już na samym początku zostajemy nim zasypani, nastolatkowie używają dziwnych słów, które tak naprawdę brzmią idiotycznie i bez żadnego sensu. Na samym początku myślałam, że to błędy tłumacza, jednak potem wszystko zostaję wyjaśnione oraz nie raz złapałam się na tym, że potem sama zaczęłam go stosować. Najczęściej slang obejmuję wulgaryzmy, co jest ogromnym plusem! Osobiście nie lubię czytać jak co piąte słowo bohater przeklina, oczywiście raz na jakiś czas jest okay wtedy jest naturalnie. James zastosował niezłą taktykę, by z tego wybrnąć w dość kreatywny sposób.
W przeciwieństwie do wielu książek nie znajdziemy tutaj relfekcyjnych cytatów, są takie, jednak naprawdę nieliczne. Możemy się pocieszyć cytatami, które rozbawią nas do łez. Zazwyczaj pojawiają się w przełomowych, nieoczekiwanych momentach lub bardzo poważnych. Jednak czego można było się spodziewać po chłopcach w czasie okresu dojrzewania?

"Chuck również to dostrzegł i zadał pytanie, które chodziło Thomasowi po głowie.
 - Co mu jest? - wyszeptał. - Wygląda jak ty, kiedy wyciągnęliśmy cię z Pudła.
 - Nie wiem - odpowiedział mu Thomas. - Idź i go o to zapytaj.
- Słyszę każde wasze cholerne słowo - powiedział Newt donośnym głosem. - Nie dziwię się, że nikt nie chce obok was spać, sztamaki."

Podsumowując, książka bardzo, ale to bardzo mi się podobała. W czasie niej się śmiałam, płakałam, zachowywałam powagę i przeżywałam (i to okropnie). Zakochałam się w tej powieści i bohaterach. Czułam z nimi dziwną więź, że po skończeniu całej trylogii czułam, jakby mi się serce złamało.
Postacie są barwne i trudno, któregokolwiek z nich nie polubić. Motyw labiryntu i zagadek w nich oraz z nim związane - świetne! Slang Streferów - bomba!
Jedyne co mnie najbardziej zirytowało, zapewne nie tylko mnie, to porównanie na szczycie okładki typu: "Drugie Igrzyska Śmierci", "Dla fanów Igrzysk..", "Najlepsza trylogia od czasów Igrzysk Śmierci". Po prostu tego nienawidzę! Dlaczego porównują dwie różne książki, do jasnej choinki? Igrzyska, a Więzień to dwa inne światy! Okay jedyne podobieństwo jest takie, że Thomas i Katniss mają szesnaście lat, ciemne włosy i muszą się zmierzyć z okropnymi wrogami przyszłości. Wow! Identyczne historie naprawdę.
Dlatego nie sugerujcie się takimi napisami na okładkach, bo może wam minąć wspaniała książka sprzed nosa.
Wracając do samej powieści, naprawdę mi się podobała i polecam wam ją z całego serca, podobnie jak film, na którym byłam. Także usiądźcie, weźcie Więźnia Labiryntu do ręki i odkrywajcie sekrety labiryntu. I pamiętajcie:




Znajdź wyjście albo giń



sobota, 18 października 2014

Druga Szansa


W kolejnej recenzji chciałabym wam przedstawić książkę polskiej autorki Katarzyny Bereniki Miszczuk. Powieść nosi tytuł Druga Szansa, została wydana przez wydawnictwo Uroboros w
listopadzie 2013 roku.

Główna bohaterka budzi się w zupełnie sobie obcym pomieszczeniu, nie ma zielonego pojęcia skąd się tam wzięła, ani co konkretnie tam robi. Podobnie jak czytelnik, nie wie kim jest, a w swoim odbiciu lustrzanym widzi zupełnie nieznajomą osobę. Po kilku dniach, kiedy jedyne co praktycznie robiła to spanie. Tego feralnego poranka w drzwiach pojawia się jakaś kobieta, która wyjaśnia jej, że jako jedyna z całej rodziny przeżyła pożar. W nim też straciła pamięć, a ona i reszta personelu ośrodka Druga Szansa pomoże jej w odzyskaniu wspomnień. Pierwszą informację jaką zdobywa jest jej imię - Julka Stefaniak. Jednak mimo nazwy placówki nie czuje się podniesiona na duchu, a okropne wrzaski kobiety, która wróży jej śmierć, kruki, pojawiająca się dziewczyna i ciche szepty co noc, nie pomagają jej w przypomnieniu sobie czegokolwiek. Czuję, że coś jest nie tak i wie, że nikomu nie może zaufać. Co zrobi w sytuacji, gdy wie, że nie może zaufać nawet sobie? Oto też jest pytanie! Od początku powieści wszystko jest pogmatwane, a sami staramy się zrozumieć co się tam dzieje. Im więcej się dowiadujemy tym bardziej wszystko traci jakikolwiek logiczny sens. Od książki trudno jest się oderwać, ja odkąd otworzyłam pierwszą stronę, to jak usiadłam, tak siedziałam cały dzień czytając. Mimo wszystko po zakończeniu czułam niedosyt, autorka specjalnie zakończyła tak powieść, aby czytelnik sam mógł sobie dopowiedzieć co dalej (przynajmniej ja tak myślę).
Pisząc prostym, ale przyjemnym językiem, Katarzyna wprowadza nas w - chyba mogę tak ją nazwać - psychologiczną, wymieszaną z fantastyką powieść. Ona niemal karze nam myśleć nad rozwiązaniem, sami czujemy się niemal tak bezczynni jak bohaterka nie wiedząc kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Komu ufamy, a kogo unikamy.

"Cisza.
Otula mnie.
Miękka.
Lepka.
Straszna.
- Boję się..."

 W ośrodku Julka poznaje trójkę osób w swoim wieku, reszta jest albo dorosła lub stara, albo według niej okropnie przerażająca . Oczywiście nie można pominąć małej dziewczynki, która miała wiecznie związane włosy wstążką i nigdy się nie odzywała (miała chyba autyzm, ale pewna nie jestem, dawno czytałam tę książkę). Moim zdaniem była to najbardziej interesująca postać i na dodatek miała związek z jednym z największych lęków naszej bohaterki - krukami. Za każdym razem kiedy wspominała o nich swojej opiekunce, ta dawała jej leki, by była nieprzytomna przez kolejne kilka dni. Julka chcąc poznać prawdę, odstawia leki i próbuje stawić czoła swoim lękom.

"Przywidzenia mogą być czymś strasznym, ale nie muszą. Może twoja podświadomość podsuwa ci różne obrazy"

Kolejną rzeczą, która mi się podobała to obrazki w środku i sama okładka, oprawa graficzna sprawia, że dodatkowo wczuwamy się w akcję książki i czujemy lekki dreszczyk. Po za tym zachęca do czytania, a jak wiadomo większość osób ocenia książki po okładce.
To co jeszcze można powiedzieć o powieści, to to, że w ogóle nie jest przesadzona, jak to w niektórych dziełach bywa. Akcja dzieję się ani za powoli, ani za szybko, ma swoje własne tempo, które jest odpowiednie. Przez co też nie czujemy się znudzeni, a bardziej zachęca do dalszego czytania.

"- Romeo, co tu do diaska robisz?
Zachichotałam. Cała sytuacja była idiotyczna.
- Stoję - odparł po prostu. - A przed chwilą usiłowałem cię uwieść poematem, chociaż przyznam szczerze, że to ja czuję się uwiedziony.
Zerknęłam na siebie. Ubrana byłam tylko w czarny biustonosz i równie czarne majtki."

 Podsumowując, książka jest naprawdę wspaniała i przemyślana. Nie mogę nic złego na jej temat powiedzieć, ponieważ jest to jedna z moich ulubionych powieści, a sama autorka również. Jest to chyba jedna z niewielu polskich pisarek, które uwielbiam - nie mam nic do polskich autorów, jednak powiedzmy sobie szczerze, czy ktokolwiek z nas przeczytał sam z siebie książkę polskiego autora bez czyjegoś polecenia? Wątpię.
Okładka, fabuła, treść i reszta - świetna. Jedyne co mi się nie spodobało to zakończenie, znaczy się... podobało mi się, jednak zostało tak zakończone, że przez kilka dni odczuwałam przygnębienie oraz pustkę z tego powodu. Myślę, że za bardzo to przeżyłam.
Także jeżeli zastanawiasz się nad wypożyczeniem, kupnem czy przeczytaniem tej powieści, nie czekaj! Naprawdę jest warta przeczytania, na pewno się nie zawiedziecie! Mam nadzieję, że wy również docenicie tak dobrą autorkę jak ja. Bo nie mogę znieść tego, że żadna z jej książek nie jest w Polsce bestsellerem, a Miszczuk choćby trochę popularna.




Jak uciec z pułapki własnego umysłu?



piątek, 17 października 2014

Gwiazd naszych wina


Otóż to moja pierwsza recenzja, w niej chciałabym przedstawić dość popularną ostatnim czasem książkę pt; Gwiazd naszych wina, której autorem jest John Green. Tłumaczeniem zajęła się Magdalena Białoń-Chalecka. Została wydana przez wydawnictwo Bukowy Las w Polsce w lutym 2013 roku. W Ameryce została opublikowana we styczniu rok wcześniej. Książka doczekała się swojej ekranizacji w czerwcu 2014 roku, w główne role wcielili się Shailene Woodley i Ansel Elgort.
Została ona światowym bestsellerem, który chwycił czytelników za serca - a przynajmniej większość - oraz skłoniła do reflekcji. Dzięki niej autor został zauważony, wraz z jego resztą
powieści.




Hazel Grace, lub po prostu Hazel, choruję na raka. Jest uczepiona butli z tlenem, której nadała nawet imię. Szesnastolatka na początku opisuje nam swoje życie, które polega głównie na spaniu, oglądaniu seriali telewizyjnych, czytaniu po raz etny tej samej powieści i jedzeniu. Nie chodzi do szkoły (co nazwała bonusem rakowym) i nie nawiązuje ona kontaktów ze swoimi rówieśnikami. Co martwi jej matkę, która proponuję jej pójście na spotkanie, gdzie pozna młodzież z tymi samymi problemami. Główna bohaterka nie jest z tego zadowolona, jednak mimo wszystko udaję się tam. Wtedy też wpada na chłopca, Augustusa Wetersa, który już pierwszego dnia proponuje jej wspólne obejrzenie filmu. W ten sposób dwójka nastolatków zaczyna swoją niezwykłą, ale też całkiem zwyczajną, przygodę. Jeśli, by na to nie spojrzeć powieść ta nie ma w sobie nic nadzwyczajnego, jednak ma coś w sobie co skupia uwagę czytelnika. Sama nie potrafiłam się od niej oderwać, odkąd ją odpakowałam z kartonu po przesyłce czekałam na piątek, aby ze spokojem zacząć ją czytać. 

"- Okay - powiedział, gdy minęła cała wieczność. - Może 'okay' będzie naszym 'na zawsze'.
- Okay - zgodziłam się."

Co mi się najbardziej w niej podobało to postacie. Hazel, Augustus, Isaac i reszta bohaterów wydawała się być prawdziwa, jakby mogli wyjść zza kartek i stanąć obok nas, rzucić głupim żartem lub pocieszyć. Każdy z nich miał niepowtarzalny charakter, inne przemyślenia. Kolejną zaletą jest to nie-sielankowe-życie, to znaczy mieli dobre momenty, ale też się kłócili, obrażali jak prawdziwi ludzie. Hazel gniewała się na rodziców, krytykowała i miała głupie humorki. 

"Ból domaga się, byśmy go odczuwali"

Trzeba też wspomnieć o tym co większości się podobało - cytaty. Książka zawiera w sobie ogrom mądrych fragmentów, przemyśleń, pełnych metafor odnoszących się do życia. Można rzucać cytatami na prawo i lewo! Jednak co do tego miałam pewną wątpliwość. Skąd u szesnato-, siedemnastolatków takie myśli? Uznałam to trochę za dziwne. Większość młodzieży nie zastanawia się nad sensem życia, śmierci czy sytuacji. Kiedy dyskutowałam o tym z tatą powiedział mi coś mądrego - oni mając raka, przez co szybciej stali się dorośli. Z czym muszę się zgodzić, oni nie myśleli już jak dzieci, oni myśleli jak dorośli. 
Kolejną wadą, a właściwie nie wada, to to, że zbyt wiele od niej wymagałam. Znaczy się większość osób tak mi ją polecała, urozmaicała, mówiła jaka jest wspaniała - owszem jest, jednak zbyt bardzo sobie to wyolbrzymiłam. 

"Czasem wydaję się, że wszechświat chce zwrócić na siebie uwagę"

Także podsumowując, powieść jest barwna, przemyślana i bardzo dobrze napisana - lekkim oraz łatwym do czytania językiem. Zmusza ona nas do reflekcji życiowych, a po zakończeniu czujemy lekkie ukłucie w sercu, powoduje wzruszenie. W pewnym sensie pokazuje nam ona świat oczami dziecka mającego raka, dowiadujemy się jakie ma myśli, czy się boi. John w świetny sposób nam to pokazuję, a tym bardziej tą ich irytację z powodu bonusów rakowych, litości. Jednak mimo wszystko pozostaje moje "ale". Zbyt dużo wymagałam od historii. Zachwyciła mnie - oczywiście, ale nie jest ona jakąś książką idealnie ukazującą ten temat, są lepsi autorzy, jednak wiadomo każdy ćwiczy i jak Green napisze ponownie powieść o tematyce raka to nas wszystkich położy na łopatki. 
Mimo wszystko sięgnę po resztę jego twórczości, między innymi Papierowe Miasta. Jednak Gwiazd naszych wina pozostanie w mojej pamięci i będę pamiętać o takiej historii, za kilka lat na pewno ponownie ją przeczytam lub niedługo ponownie obejrzę film - który jest naprawdę piękny.