Książkę, którą chyba czytałam przez praktycznie cały styczeń - chyba muszę podziękować szkole i innym bardzo ważnym zajęciom za to - był
Wyścig Śmierci (lub jak widziałam inne wydania -
Wyścig
Skorpiona). Autorką powieści jest
Maggie Stiefvater, znana głównie ze swojej trylogii
Drżenie. Tłumaczeniem zajęła się
Małgorzata Kafel. Wydano ją przez wydawnictwo Scholastic Inc. w roku 2011. W Polsce powieść pojawiła się dzięki wydawnictwu Wilga S.A w roku 2012.
Co roku, od lat, na wyspie Thisby jest organizowany Wyścig Skorpiona, w którym mogą brać udział mężczyźni. Jeźdźcy łapią, kupują lub dosiadają swoje rumaki, niebezpieczne oraz mityczne
eich uisce. Nie każdy jest w stanie opanować bestię, która pragnie porwać swojego towarzysza w stronę oceanu i go pożreć. Stawka wyścigów jet więc wysoka - życie, sława i wygrana lub śmierć.
On, mimo młodego wieku zwyciężył już cztery razy, tym samym stając się żywą legendą. Potrafi panować nad wodnymi koniami najlepiej ze wszystkich jeźdźców. Lecz w tym roku stawka staje się dla niego jeszcze wyższa. Toczyć będzie bitwę nie tylko o swoją przyszłość, ale i również najcenniejszą dla niego rzecz pod słońcem.
Ona nigdy nie chciała brać udziału w tej krwiożerczej zabawie. Jednak los zmusił ją do tego. Potrzebuję pieniędzy, aby spłacić dług i zachować dom. Tym samym staje się jedyną kobietą, która odważyła się stawić na wyścigu.
Jednak zwycięzca może być tylko jeden, kto nim zostanie?
"Annie wydaje się rozmarzona, lecz ona zawsze
tak wygląda, bo nie widzi dalej niż na metr. Elizabeth jest chyba trochę
zła, ale ona też zawsze tak wygląda, bo widzi zupełnie wyraźnie."
Na samym początku mogę powiedzieć, że nie byłam przekonana, co do tej książki. Być może przyczyniło się do tego moje wcześniejsze spotkanie z tą autorką w
Drżeniu, które szczerze powiedziawszy, nie przypadło mi do gustu. Odłożyłam tę powieść w samym środku.
Dlatego się bałam, że i tę historię, tak samo odłożę. Na całe szczęście tak się nie stało.
Powieść jest bardzo ciekawie napisana, zawiera w sobie sporo opisów morskich koni, przez co jeszcze łatwiej jest nam się wczuć w życie mieszkańców wyspy. Na dodatek bardzo mi się podobał pomysł napisania historii z mitycznymi stworzeniami. Było mi to nawet, że tak powiem, na rękę, bo potrzebuje materiałów z mitologii celtyckiej, a
eich uisce są właśnie z tamtejszej kultury.
"Można znieść wszystko, na co się człowiek zdecyduje."
Głównymi bohaterami są Sean Kendrick i Puck Connolly. Dwie sieroty, które ledwo wiążą koniec z końcem. Ledwo zdobywając pieniądze na jedzenie, o które trudno na Thisby. Różnią się od siebie zaledwie tym, że Sean musi utrzymać tylko siebie, a Puck, siebie wraz z dwójką braćmi.
Postać Seana była dla mnie dość przyjemna. Był to bohater, który nie zrażał do siebie czytelnika, ale również, w moim odczuciu, nie zasługuje na miano ulubionego bohatera. Puck zaś była nijaka. Czasem nieco irytująca, co sama sobie wytykała. Mimo to nie da się jej nie lubić.
Postać, z którą najbardziej się zżyłam był brat dziewczyny, Finn. Najmłodszy z całej trójki, który wszystkim bardzo się przejmował i to on przez większość czasu wspierał swoją siostrę przed wielkim wyścigiem. To była strasznie kochana postać, z którą pod koniec książki trudno było mi się rozstać. Przez cały czas wykonywał swoje obowiązki, nie przejmując się opinią innych mieszkańców, bał się o swoich bliskich oraz swoją kotkę,
(spoiler!) którą prawie pożarł jeden
each uisce (spoiler!). Dlatego strasznie przeżywałam, jak on przeżywał różne problemy wraz z Puck.
Tak, mogę ją określić mianem ulubionej postaci.
"Mama mówiła, że pewne rzeczy nie dzieją się
bez powodu, że czasami przeszkody są po to, żeby powstrzymać nas przed
popełnianiem głupstw. Często mi to powtarzała. Ale kiedy powiedziała to
samo Gabe’owi, tata wytłumaczył mu, że czasami to po prostu znak, że
trzeba się bardziej postarać."
Podsumowując: Książka na samym początku może się wydawać nudna, pogmatwana lub ciężka. Jednak wraz z dalszą akcją wszystko zaczyna się składać w jedną wielką kupkę, która staje się interesująca. Coraz bardziej wczuwamy się w historię.
Język jest dość lekki, przyjemnie się go czyta i dość szybko
(w moim przypadku wolno, ale mniejsza). Sam pomysł na fabułę powinien zachęcić większość z was.
Jedyny minus tej książki to jeden bohater, który nad wyraz mnie irytował i miałam ochotę mu dać z otwartej dłoni prosto w twarz. Gabe, najstarszy z rodzeństwa Connollych. Był, jak zły charakter, choć nim w rzeczywistości nie był - po za tym nie rozwiązała się jedna z zagadek z nim związanych, za co mogę teraz winić tylko Maggie.
Więc, jeśli chcesz mieć odskocznie od typowych powieści fantasy, gdzie górują wampiry i wilkołaki, to ta książka jest idealna dla ciebie.
"Jest pierwszy dzień listopada, więc dzisiaj ktoś umrze."